Uber jest mobilną aplikacją służącą do zamawiania transportu samochodowego poprzez kojarzenie pasażerów z kierowcami. W Polsce wzbudziła niezadowolenie szczególnie wśród taksówkarzy, ponieważ w Uberze może jeździć każdy, kto ma samochód, bez licencji. Dodatkowo, z racji tego, że kierowcy Ubera nie muszą doliczać kosztów związanych z np. przynależnością do korporacji taksówkarskiej - ich usługi są tańsze i chętniej wybierane przez klientów. W kilku krajach Europy rządy zakazały działalności amerykańskiej firmie. W Polsce także pojawiły się takie zapowiedzi i - jak czytamy w dzienniku - do komisji prawnej Rady Ministrów trafił projekt ustawy o transporcie drogowym. Znalazły się w nim takie zapisy, które praktycznie blokowały działalność Ubera w naszym kraju. Jak wynika z ustaleń "Faktu" - kilka dni później, ambasador USA Georgette Mosbacher wysłała list do ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka, w którym domagała się odstąpienia od tego projektu i zagroziła "zamrożeniem" amerykańskich inwestycji w Polsce. "Proszę nie popełniać błędu, który może mieć daleko idące konsekwencje" - napisała Mosbacher w liście, do którego dotarł "Fakt". "Potraktowała nas jak republikę bananową" - powiedział w rozmowie z dziennikiem rozmówca z Kancelarii Premiera, do której dotarła kopia listu. Z ustaleń "Faktu" wynika także, że list przyniósł pożądany przez amerykańską ambasador skutek - przed wyborami, przepisy ograniczające działalność Ubera, nie zostaną wprowadzone. "Nieprawdą jest, że pod wpływem listu Pani Ambasador nastąpiła ingerencja Ministerstwa Infrastruktury w rozwiązania zawarte w projekcie. Główne propozycje rozwiązań od początku procedowania ustawy nie uległy zmianom" - czytamy w oświadczeniu resortu. "Prace nad projektem ustawy nie zostały wstrzymane" - podkreśla ministerstwo.