"Jeżeli tak w Polsce leczy się lekarza i wiceministra zdrowia, to strach pomyśleć, co może spotkać zwykłego pacjenta" - napisał tabloid. "Fakt" donosi, iż Włodarczyk dowiedział się o swojej chorobie przypadkiem. "Po powrocie z urlopu w Ameryce Południowej Andrzej Włodarczyk miał krwawienia z nosa i bardzo wysokie ciśnienie krwi. Po kolejnych badaniach stwierdzono szpiczaka, złośliwy nowotwór układu krwionośnego" - opisuje. W tej sytuacji rozpoczęto leczenie. Włodarczyk przyznaje, że było ono dalekie od skuteczności. "U nas ze względu na oszczędności pacjentów leczy się najtańszymi preparatami i najmniej skutecznymi. Cztery miesiące truto mnie bez efektu" - mówi. "Po zmianie leku doszło u wiceministra do uszkodzenia nerwów obwodowych. Kolejny etap leczenia przyniósł jeszcze bardzie niebezpieczne zakażenie sepsą" - relacjonuje "Fakt". Sam Włodarczyk podkreśla, że ciągle musi walczyć o swoje zdrowie, ale ma nadzieję na wygraną. We wtorkowym "Fakcie" także: Tak żyje kelner od afery taśmowej Niebezpieczne zabawy gwiazdy kardy na urlopie Własna kiełbasa na sprzedaż w sklepie WIĘCEJ: na www.fakt.pl.