Z ustaleń kolorowego dziennika wynika, że decyzję w sprawie Misiewicza miał podjąć sam prezes Jarosław Kaczyński, a następnie przekazań ją szefowi MON Antoniemu Macierewiczowi, który miał ją ogłosić. Publiczna deklaracja jednak wciąż nie padła. Z wykazu członków kierownictwa MON zniknęło jedynie nazwisko Misiewicza. Resort obrony idzie w zaparte i twierdzi, że rzecznik MON "przebywa na urlopie", a w jego obowiązkach zastępuje go Krzysztof Łączyński. Problem polega jednak na tym, że Misiewicz dziś miał z urlopu powrócić. Politycy PiS w rozmowie z "Faktem" potwierdzają, że decyzje w sprawie Bartłomieja Misiewicza zapadły podczas rozmowy "oko w oko" prezesa z ministrem obrony narodowej. Jednocześnie podkreślają, że to wcale nie musi oznaczać końca kariery politycznej rzecznika. "Macierewicz oczywiście nie odpuści. To na pewno nie jest ostatni odcinek serialu "Misiewicz w MON", który nam tak szkodzi" - przewiduje rozmówca "Faktu" z PiS.Więcej w "Fakcie".