2 października Macierewicz - autor raportu z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych - wyraził na spotkaniu z Polonią w Chicago nadzieję, że po wyborach parlamentarnych opublikowany zostanie aneks do raportu. Stwierdził, że obecnie do tego nie doszło, bo prezydent Andrzej Duda, w gestii którego leży decyzja ws. ewentualnego opublikowania aneksu, musiałby zwrócić się do premier Ewy Kopacz o kontrasygnatę. "Gdyby pan prezydent dał decyzję pod rozwagę pani premier Kopacz, (...) aneks nie zostałby opublikowany, tak mi się wydaje. W związku z tym poczekajmy te trzy tygodnie" - mówił Macierewicz. Pytana o te słowa Kopacz przypomniała w środę, że raport z likwidacji WSI został opublikowany w lutym 2007 roku przez ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. "Już wtedy, kilka miesięcy później, po opublikowaniu tego raportu powstał aneks do tego raportu i z jakiegoś powodu ówcześnie panujący śp. Lecha Kaczyński tego raportu nie opublikował" - dodała. Zwróciła też uwagę, że zgodnie z ustawą o SWW i SKW, przed upublicznieniem aneks musi uzyskać kontrasygnatę premiera oraz zostać przekazany do wglądu wicepremierom i marszałkom Sejmu i Senatu. "I wiem, że taka procedura została zakończona, zanim zakończyła się tamta kadencja, kiedy PiS rządził (...) Nie wiem, z jakiego powodu ten aneks nie został wtedy upubliczniony. O to trzeba zapytać pana Macierewicza, bo on wie dokładnie, dlaczego tego aneksu - mimo że spełniono te wszystkie warunki - nie drukowano i nie upubliczniono" - zaznaczyła premier. Dopytywana, czy gdyby Duda zdecydował się na publikację aneksu jeszcze przed wyborami, może liczyć na jej kontrasygnatę, Kopacz zadeklarowała: "Jeśli taka będzie wola pana prezydenta, jeśli pan prezydent zdecyduje inaczej niż jego poprzednik z tej samej partii politycznej, śp. prezydent Lech Kaczyński, to oczywiście moją kontrasygnatę będzie miał, w momencie, kiedy się z tym aneksem zapoznam". "Ja nie znam treści ani raportu, ani aneksu" - dodała. Macierewicz "groźnym fanatykiem" Odnosząc się do zapowiedzi Macierewicza, która padła na spotkaniu w Chicago, Kopacz oceniła, że są to "słowa niepokojące, ale też groźne". "Jestem przekonana, że pan Macierewicz jest groźnym fanatykiem .(...) 25 października staniemy przed wyborem - albo wybierzemy zdrowy rozsądek, albo wybierzemy niestety fanatyzm. Polacy będą o tym decydować, ale jednego jestem pewna, że w kraju, w którym są różne partie polityczne, to odpowiedzialne partie polityczne groźnych fanatyków nie desygnują na ważne stanowiska państwowe" - podkreśliła premier. Nawiązała do pojawiających się w mediach informacji o tym, że Macierewicz mógłby w przyszłym rządzie PiS objąć funkcje szefa MON lub koordynatora służb specjalnych. "Ja się zastanawiam, ile złego jeszcze może się wydarzyć, kiedy ludzie nieodpowiedzialni, determinowani tylko jednym - rewanżem, zemstą, idą do władzy po władzę, a nie po to, żeby poprawić los Polaków i życie w naszym kraju" - mówiła szefowa rządu. Zamieszanie po wypowiedziach Macierewicza Prezydencki minister Krzysztof Szczerski pytany w TVN24, czy to prawda, że prezydent Duda po wyborach parlamentarnych opublikuje aneks do raportu WSI, odpowiedział, że on nie ma na ten temat żadnych informacji, a "po drugie decyzje w tej sprawie podejmie prezydent, jeśli będzie chciał". "I akurat wybory parlamentarne nie mają nic wspólnego z tym faktem i nie są żadnym czynnikiem, określającym moment, czas czy procedurę w tym względzie" - dodał Szczerski. Wypowiedzi Macierewicza z Chicago zostały opublikowane m.in. we wtorek w "Faktach" TVN. Macierewicz mówił też na spotkaniu m.in.: "Tu jest takie miłe pytanie, czy jest prawdą to, że Tusk był agentem Stasi. To ja państwu zostawię, żebyście państwo po czynach sami odpowiedzieli sobie na to pytanie". Nawiązując do opisywanego przez media wypożyczenia przez b. prezydenta Bronisława Komorowskiego przedmiotów z prezydenckiej kancelarii na potrzeby swego biura, wiceprezes PiS, powiedział, że "z Pałacu Prezydenckiego, w ostatnich miesiącach, zginęło ponad sto zabytkowych przedmiotów". "To jest zejście na poziom Bieruta, to jest zejście na poziom Bermana, to jest zejście na poziom okupantów Polski" - dodał.