Informację o przesłuchaniach, które miały miejsce w ostatnich dniach, potwierdziła we wtorek PAP rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Katowicach Marta Zawada-Dybek. Prokuratura nie ujawnia treści złożonych przez europosłów zeznań. Przesłuchania miały formę wideokonferencji. Kontrowersyjna manifestacja 25 listopada ub.r. na placu Sejmu Śląskiego w Katowicach, przy pomniku Wojciecha Korfantego, zgromadziło się kilkudziesięciu przedstawicieli środowisk narodowych. Zgromadzenie zgłoszono pod nazwą "Stop współczesnej Targowicy". Organizatorzy powiesili na symbolicznych szubienicach zdjęcia europosłów, którzy zagłosowali za rezolucją Parlamentu Europejskiego ws. praworządności w Polsce. Kilka dni później katowicka prokuratura wszczęła śledztwo pod kątem art. 119 Kodeksu karnego. Stanowi on, że "kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5". Prokuratura zaznacza, że to wstępna kwalifikacja. "Faktycznie w tym śledztwie m.in. zostali przesłuchani w charakterze świadków pokrzywdzeni europarlamentarzyści. Przesłuchania pokrzywdzonych są istotne z punktu widzenia postępowania karnego, niezależnie od kwalifikacji. Na tym etapie nie będziemy nic mówić na temat treści zeznań" - powiedziała prok. Zawada-Dybek. Przesłuchania odbywały się przez dwa dni w formie wideokonferencji - politycy nie przyjeżdżali do Katowic, byli w warszawskiej prokuraturze. Taką możliwość dają przepisy Kodeksu postępowania karnego. Po przesłuchaniu sporządza się protokół i przesyła do miejsca, gdzie świadek składał zeznania. Świadek zapoznaje się z protokołem i podpisuje go po ewentualnym naniesieniu poprawek, po czym dokument trafia z powrotem do prowadzącej śledztwo prokuratury. Jako pokrzywdzeni europosłowie mają w śledztwie szersze uprawnienia niż zwykły świadek; mogą np. występować z inicjatywą dowodową. Śledztwo w toku Prokuratura zaznacza, że w tej sprawie nie zgromadziła jeszcze pełnego materiału dowodowego. Dotychczas - poza europosłami - przesłuchano m.in. policjantów, którzy zabezpieczali demonstrację oraz większość głównych uczestników manifestacji. Śledczy mają zapis monitoringu miejskiego, policyjnego i kamer telewizyjnych, które rejestrowały to spotkanie. W materiałach postępowania są też m.in. urzędowe dokumenty dotyczące zgłoszenia zgromadzenia. Prokuratura zaznacza, że art. 119 kk to wstępna kwalifikacja prawna, niewykluczone że zostanie zmodyfikowana. Takie przestępstwo jest ścigane z urzędu, nie jest konieczny wniosek pokrzywdzonego o ściganie. Po zgromadzeniu dowodów prokurator oceni, czy zachowanie organizatorów i uczestników wyczerpało znamiona przestępstwa, które było podstawą wszczęcia śledztwa, lub też innego. Jak po manifestacji podawała policja, w trakcie demonstracji nie doszło do "gwałtownego naruszenia porządku, które wymagałoby natychmiastowej interwencji policjantów obecnych na miejscu". Zachowanie narodowców potępił m.in. prezydent Katowic Marcin Krupa i szef katowickiej PO Jarosław Makowski. Europejska rezolucja Parlament Europejski przyjął w połowie listopada ub.r. rezolucję wzywającą polski rząd do przestrzegania postanowień dotyczących praworządności. PE wyraził m.in. zaniepokojenie proponowanymi zmianami w przepisach dotyczących polskiego sądownictwa, które "mogą strukturalnie zagrozić niezawisłości sądów i osłabić praworządność w Polsce". W dokumencie znalazł się też apel PE do polskiego rządu, by potępił "ksenofobiczny i faszystowski" Marsz Niepodległości. Przeciwko rezolucji głosowali europosłowie PiS, SLD wstrzymało się od głosu, eurodeputowani PSL nie wzięli udziału w głosowaniu. Większość PO wstrzymała się od głosu, ale sześciu europosłów poparło ten dokument. Byli to: Michał Boni, Danuta Huebner, Danuta Jazłowiecka, Barbara Kudrycka, Julia Pitera i Róża Thun. To ich zdjęcia narodowcy zawiesili na szubienicach.