Po ogłoszeniu sondażowych wyników prezes partii Jarosław Kaczyński powiedział, że PiS: "czeka najpierw refleksja nad tym, co się udało, o czym mówiliśmy, ale także nad tym, co się nie udawało i co spowodowało, że część społeczeństwa uznała, że nie należy nas popierać". Powiało wręcz rozgoryczeniem. "(...) jesteśmy formacją, która zasługuje na więcej" - dodał przywódca partii rządzącej Polską od czterech lat. - Nie dziwię się, że Jarosław Kaczyński nie jest zachwycony wynikiem wyborów, gdyż jesteśmy po czterech latach bardzo dobrej części cyklu koniunkturalnego, czego skutkiem są bardzo dobre wyniki gospodarcze. A prócz tego PiS zapowiedział działania atrakcyjne dla dużych grup wyborców - trzynastą emeryturę każdego roku, czternastą emeryturę oraz podwojenie płacy minimalnej dla osób z niskimi kwalifikacjami - mówi Interii Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów. Realizacja obietnic kosztuje Trzynasta emerytura na stałe, i czternasta od 2021 roku dla najmniej zarabiających emerytów i rencistów, podniesienie płacy minimalnej do 2600 zł w przyszłym roku i do 4 tys. zł w 2024 - to były obietnice rzucone na ostatniej prostej kampanii wyborczej. Ale w pamięci musimy mieć to, co PiS wprowadził od początku rządów: 500+ (w końcu także na pierwsze dziecko), obniżkę wieku emerytalnego, kosmetyczne wprawdzie, ale jednak, obniżki podatków dla najmniej zarabiających - żeby przypomnieć najważniejsze. Tego i to w takiej skali nigdy nie było. Co będzie więc dalej? Wszystko zależy od koniunktury na świecie - mówią ekonomiści. Jeżeli trwające już załamanie koniunktury (widoczne choćby po stagnacji gospodarki Niemiec) potrwa krótko i szybko się odwróci, finanse publiczne mają szansę wytrzymać obciążenia, jakie narzucili im przez ostatnie lata rządzący. Jeśli natomiast cykl koniunkturalny będzie miał "podręcznikowy" przebieg - załamanie staje się prawdopodobne. - Podstawowe pytanie jest, czy będziemy szli ścieżką miękkiego lądowania, czy bardziej gwałtownego hamowania w przyszłości - mówi Jakub Borowski, główny ekonomista banku Credit Agricole Polska. Ale ważne jest to, że nawet przy założeniu "miękkiego lądowania", czyli wzrostu PKB utrzymującego się w Polsce powyżej 3 proc. rocznie w latach 2020-2024, ekonomiści nie widzą "przestrzeni" na zwiększenie przez prawdopodobnie dalej rządzącą partię "socjalu". - Pole manewru w przestrzeni fiskalnej jest niewielkie. Jeśli byśmy chcieli podnieść wydatki, trzeba byłoby znaleźć źródła dochodów. Na razie "polityka jest na autopilocie", wyznaczona przez "Program Konwergencji". Według tej książeczki PiS będzie mógł realizować to, co obiecał. Ale na dziś w przyszłorocznym budżecie pieniędzy na "trzynastą" i "czternastą" emeryturę nie widać - mówi Jakub Borowski. Stanisław Gomułka dodaje, że PiS już w najbliższym czasie powinien wprowadzić poprawki do budżetu 2020 nie tylko z powodu ok. 10 mld zł na "trzynastą" emeryturę, ale także z powodu zadłużenia służby zdrowia. - Korekta o 25-30 mld zł byłaby potrzebna - mówi Interii. 25-30 mld zł to tylko małe "trupy" w szafie finansów publicznych w okresie, gdy koniunktura jest wciąż świetna, a rozpędzona gospodarka osiąga wyniki roczne powyżej 4 proc. PKB. - Jeśli gospodarka zacznie zwalniać szybciej niż rząd założył, to pojawi się kłopot z nie tylko nowymi, ale i już wprowadzonymi obietnicami - mówi Jakub Borowski. Kluczowe pytanie o tempo wzrostu PKB Stanisław Gomułka uważa, że prawdopodobieństwo scenariusza, w którym polska gospodarka rozwija się wolniej niż przewidują to rządowe scenariusze, jest coraz większe. A tego finanse publiczne, obciążone socjalnymi zobowiązaniami, mogą nie wytrzymać, choć zapewne dopiero w latach 2022-2023. - Główne problemy rządu będą dotyczyły finansów publicznych, bo cykl koniunkturalny może przynieść wzrost PKB poniżej trendu. Na najbliższe cztery lata naturalnym tempem powinno być tempo wzrostu między 2 a 3 proc. a nie 4-5 proc. - mówi. - To spowoduje, że wzrost dochodów budżetowych będzie mniejszy niż dotąd, gdyż, gdy koniunktura się poprawia, rosną one szybciej od PKB, a gdy się pogarsza, ich tempo wzrostu jest od PKB niższe. Na razie władze ignorują to prawo, a to znaczy, że nie tylko po stronie wydatków, ale i dochodów pojawi się presja na finanse publiczne - dodaje Stanisław Gomułka. Napięcia w finansach publicznych to tylko jeden obszar, w których polityka PiS przy osłabieniu koniunktury może doprowadzić do napięć. Drugi obszar to rynek pracy, a nawet szerzej - sytuacja całego sektora przedsiębiorstw. Będą pod silną presją zadeklarowanego przez PiS wzrostu płacy minimalnej. Wzrost płacy minimalnej obejmie ok. 1,5 mln najmniej zarabiających osób, czyli blisko 10 proc. zatrudnionych. Ale to nie wszystko, bo według wyliczeń Stanisława Gomułki, spowoduje on presję wśród ok. 5-6 mln zatrudnionych, którzy opłacani są nieco powyżej minimum. Zamienić się to może na rosnącą presję płacową wszystkich zatrudnionych, także w sektorze publicznym. Przedsiębiorstwa odczują spadek rentowności, będą starać się bronić przed tym podnosząc ceny, a to nakręci inflację. Jakie będą tego łączne skutki? - Jeśli w 2021 rok wejdziemy ze wzrostem poniżej 3 proc., firmy nie będą widziały dobrych perspektyw popytu, tylko rosnące koszty pracy. Taka silna podwyżka płacy minimalnej sprzyja mocniejszemu hamowaniu inwestycji, spowolnieniu wzrostu, presji kosztowej. Presja na rentowność przedsiębiorstw będzie sprzyjać ograniczaniu zatrudnienia. Rząd nakreślając plan wzrostu płacy minimalnej podejmuje większe ryzyko - mówi Jakub Borowski. Jaka może być suma skutków głębszego - niż to zakłada rząd - spowolnienia gospodarki, przy założeniu nieodstępowania przez PiS od składanych w kampanii wyborczej obietnic? - W trzecim i czwartym roku kadencji możemy spodziewać się przekroczenia progu 3 proc. PKB przez deficyt finansów całego sektora finansów publicznych, wzrostu inflacji i stóp procentowych - mówi Stanisław Gomułka. Co z polskim modelem dobrobytu Taka sytuacja mogłaby na długie lata - zważywszy przy tym prawdopodobny mniejszy napływ unijnych funduszy - podkopać perspektywy budowy "polskiego modelu" państwa dobrobytu. Mogłaby też poważnie nadwerężyć zdrowe - na razie - fundamenty gospodarki. Ale czy zmusiłaby PiS do wycofania się z hojnego socjalu? To oznaczałoby oddanie władzy w kolejnej kadencji walkowerem. Nad tym partia, która prawdopodobnie będzie przez najbliższe cztery lata rządzić, musi się poważnie zastanowić. Co może zrobić? - Jest pytanie, które wydatki będą zamrażane - mówi Jakub Borowski. Przypomnijmy, że na 2020 rok rząd zamroził już liczne wydatki budżetowe z powodu tzw. "piątki Kaczyńskiego", czyli obietnic, które zapewniły partii zwycięstwo w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. - Przypuszczam, że PiS będzie selektywnie wycofywał się z niektórych obietnic. Jarosław Kaczyński będzie ważył zyski i koszty polityczne. Nie wiemy na razie, z czego się wycofają, czyli których nie dotrzymają - uważa Stanisław Gomułka. Jacek Ramotowski