Nietypową sprawę opisał "Dziennik Gazeta Prawna", pochylając się nad wyrokiem, który zapadł w Sądzie Najwyższym. ZUS się pomylił. Emeryt dostawał "premię" Emeryt (rocznik '51) podlegający pod radomski ZUS może nazywać się szczęściarzem. Przez rok otrzymywał od ZUS podwójne świadczenie. Po tym czasie pracownicy zorientowali się, że wypłacają dwa świadczenia jednemu emerytowi i powiadomili go o błędzie. Zażądali przy tym, by oddał niemal 70 tys. zł, które w ramach "premii" dostał. Sprawa trafiła do sądu. Jak podaje "Dziennik Gazeta Prawna" - nie była ona jednak taka prosta. Sąd Okręgowy w Radomiu orzekł, że emeryt musi oddać nienależne mu świadczenie. Sądowa batalia Sąd Apelacyjny w Lublinie miał inne zdanie. Zwrócono uwagę, że kiedy emeryt zauważył, że świadczenie jest zdecydowanie za duże dopytywał o sprawę zarówno księgowego, jak i sam oddział ZUS. W trakcie wizyty usłyszał jednak, że wszystko na jego koncie się zgadza, a informacje na temat samej emerytury były tak opisane, że emeryt nie był nawet w stanie stwierdzić, co mu się należy, a co nie. ZUS nie odpuścił i wniósł kasację do Sądu Najwyższego, gdzie ostatecznie przegrał. Sąd Najwyższy przychylił się do wyroku sądu apelacyjnego. Zdaniem SN, ZUS może żądać zwrotu jedynie w sytuacji, kiedy emeryt wykazałby się złą wolą i ukrywaniem pomyłki. Jeśli jednak ZUS sam się pomylił i nikt nie potrafił rozwiązać sprawy w sensownym dla stron terminie, wina nie leży po stronie emeryta - można wywnioskować z uzasadnienia wyroku.