Robert Mazurek: Pani profesor, 3 grudnia kończy się kadencja trzech członków Trybunału Konstytucyjnego - pani ma być jedną z tych osób, które Sejm wybierze zapewne do tego nowego Trybunału. Rozumiem, że można już gratulować? Elżbieta Chojna-Duch: - Jeszcze nie. Przede mną określona procedura, organy dwa: parlament i prezydent, jak wiadomo, no i odrobinę czasu, czyli muszę przeżyć do 3 grudnia. Musi pani to przeżyć. Rozumiem, że wyglądało to tak, jak pani opowiadała, że dzwonił szef klubu PiS Ryszard Terlecki i to on pani zaproponował. - Właściwie on zadzwonił, ja oddzwaniałam, rozmawiałam. Spodziewała się pani takiej propozycji? - W pewnym sensie tak, ponieważ już kiedyś starałam się o tę funkcję, nie wyszło, historia. Ale "kiedyś" to znaczy: jeszcze za poprzednich rządów. - Tak. Zaraz po moim odejściu z Rady Polityki Pieniężnej (Elżbieta Chojna-Duch przestała być członkiem RPP w styczniu 2016 - przyp. RMF). Każdy prawnik... jego celem jest... Profesor prawa. - Profesor prawa zwłaszcza, już na emeryturze, marzy o takiej funkcji. A konsultowała się pani z rodziną, z przyjaciółmi? "Słuchajcie, dostałam taką propozycję, brać - nie brać"? - W pewnym sensie tak, z tym, że podziały w tej chwili na gruncie polityki są tak głębokie, że wiadomo było, co powie ta jedna strona, która ma określone poglądy, i ta druga. Uważam właśnie, że jest to tragiczne, te podziały w naszym społeczeństwie są tak już głębokie i tak absurdalne, i tak niesprawiedliwe, że uważam, że należy to pominąć, i nie przejmuję się tym specjalnie. Uważam, że one są głupie i groźne. Ale czym pani się nie przejmuje? - Nie przejmuję się SMS-ami, które dostałam od członków mojej rodziny wczoraj właśnie, że się nie spodziewali, że jest to wstyd, SMS pod tytułem: "Ręki nie podam, do domu nie wpuszczę". Odpowiedziałam, że przeżyję, bo głupota jest tak oczywista, że... Jeżeli członkowie rodziny piszą takie rzeczy, to znaczy, że rzeczywiście zaszliśmy wszyscy gdzieś strasznie daleko. - Za daleko. Za daleko. I nawet to moje kandydowanie, popieranie w tej chwili PiS-u - można powiedzieć - jest oczywiste. PiS wygrało wybory, ponownie, trzeba to zaakceptować. Cztery lata w parlamencie i po prostu wszyscy powinni się skupić na polityce, na wyborach, a reszta społeczeństwa wspomóc jedną i drugą grupę polityczną. No tak, ale pani profesor - bo to nam zmienia trochę charakter tej rozmowy - jeżeli pani rzeczywiście dostaje tego rodzaju SMS-y, pani czuje się pod presją? - Nie. Zupełnie nie. Raczej odwrotnie. Uważam, że gdybym skapitulowała w tej chwili, jest to nie tylko moja słabość, ale pokazuje słabość tego systemu. Ale pani opowiadała przed chwilą, że wnuk pani powiedział... - Zostawmy tego wnuka, bo on jest daleko. Mam nadzieje, że nie słyszy. Tak, oczywiście. Dzieciom w głowie przewracają dorośli i to jest też bardzo niedobre. Mój brat, który przyjechał z Kanady - też to samo. Powiedział: "Będziesz podległa Morawieckiemu". Ja mówię: "To przeczytaj konstytucję artykuł 180. polecam, który mówi o niezawisłości i o niepodleganiu żadnemu innemu organowi, nawet wewnątrz". "To będziesz podlegała pani prezes Przyłębskiej". No w pewnym sensie - organizacyjnym - tak, natomiast nie co do poglądów wyrażanych w orzeczeniach. No dobrze. Gdy własna rodzina tak zdecydowanie krytykuje, niczym są już słowa opozycji, bo Borys Budka, poseł, prawdopodobnie szef Koalicji Obywatelskiej, mówi: "Mamy wrzucenie do Trybunału Konstytucyjnego najgorszych z możliwych, to jest kpina". - Najgorszych. No trudno, też przeżyję. Grzegorz Schetyna mówi o pani "świadek koronny". Świadek koronny, to jednak bandyta. - I to jest smutne. Dlatego, że to nie jest tylko głupota, ale to jest perfidia, prowadząca do niczego. Do wojny domowej wręcz. Profesor Andrzej Rzepliński, jednak prawnik, mówi: "Rozwiążmy ten cholerny Trybunał, co można jeszcze zrobić gorszego, niż wprowadzać tych ludzi". - Według mnie nie powinien tego robić, ponieważ jest to wpisane do konstytucji, do ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, mogą mu - według mnie, ponieważ narusza godność sędziego - cofnąć uprawnienia. Łącznie z wynagrodzeniem. Pani profesor, ale czy pani nie ma takiego poczucia, że jednak kandydowanie do Trybunału razem z Krystyną Pawłowicz i ze Stanisławem Piotrowiczem... - No i pan redaktor zaczyna, znowu to samo... Mogę dokończyć pytanie? - Wiem, jaki będzie koniec. Pytanie jest takie: stawia panią w towarzystwie hiperkontrowersyjnym... - Mhm. ...tak to nazwijmy grzecznie... - Mhm. Ale wybory... To inaczej: jest pani przekonana, że Stanisław Piotrowicz i Krystyna Pawłowicz będą wykazywali się niezależnością i będą wolni od jakichkolwiek nacisków politycznych? - Ja już byłam sześć lat w takim organie, który składał się z byłych polityków też - obu opcji. I żeśmy się dogadywali... Mówi pani o Radzie Polityki Pieniężnej. - Tak. Praca nas - można powiedzieć - uszlachetniła. Czyli nie było kontrowersji natury politycznej, w ogóle. Pani profesor, gdyby pani wiedziała, że jakaś ustawa jest niezgodna z konstytucją, to czy pani by ją poparła? - Poparła? Nie. Jest głos odrębny. A Krystyna Pawłowicz nie ma w tej sprawie żadnych wątpliwości. - To się będziemy spierać. Krystyna Pawłowicz sama opowiadała, mówiła to dwa lata temu, że "z powodu umowy politycznej będę głosowała tak jak mój klub. Natomiast uważam, że zapis jest wprost, jaskrawo sprzeczny z konstytucją". Profesor prawa Krystyna Pawłowicz mówi tutaj, że będzie lojalna jako polityk. - Nie wierzę w to jej przyszłe działanie, dlatego że ją znam z wydziału prawa. Jest to osoba uczciwa, jest to osoba sprowokowana. I to jest rodzaj... Ale pani profesor Krystynie Pawłowicz wierzy bardziej niż ona sama w siebie. - ...jest to rodzaj jakiejś takiej walki sprowokowanej pewnymi głupimi wypowiedziami strony tzw. przeciwnej. Odpowiada pani to towarzystwo? - Krysia Pawłowicz? Znakomicie. Stanisław Piotrowicz również? - Nie znam pana posła, byłego posła, Piotrowicza. "Byłego" dlatego, że ludzie nie chcieli na niego głosować. Nawet wyborcy PiS-u nie chcieli na niego głosować. - Poziom hejtu, który się wylał na niego, powoduje, że poniekąd intuicyjnie staję po jego stronie. Co jest rzeczą być może okropną, ale tego nie może być. Po prostu... Zobaczymy. Robert Mazurek