Dzisiejsza "Rzeczpospolita" podała, że "zasadniczym celem podróży sekretarza stanu Mike'a Pompeo na Węgry, na Słowację i do Polski będzie powstrzymanie narastających wpływów Pekinu w Europie Środkowej - przyznali przed odlotem ministra z Waszyngtonu jego współpracownicy". Według gazety, jest to wyzwanie dla naszego kraju, który liczył na chińskie inwestycje, m.in. w infrastrukturę. Amerykanie liczą też, że "Warszawa wesprze ich w starciu z innym wpływowym państwem - Iranem". To wszystko "może zagrozić rysującej się w ostatnim czasie poprawie stosunków z Francją, Niemcami i innymi krajami Unii" - czytamy w dzienniku. "Ale wygląda na to, że otrzymamy za to od Ameryki nagrodę" - napisała "Rz". Według wysokiej rangi źródeł dyplomatycznych "Rz" - "USA poprawiają w tej chwili ofertę wzmocnienia obecności wojskowej w Polsce". O nowych planach ma wspomnieć Mike Pompeo, który będzie w tym tygodniu w Warszawie na współorganizowanej przez USA i Polskę konferencji w sprawie pokoju na Bliskim Wschodzie. Spotkanie budzi kontrowersje po tym, jak część komentatorów oceniła tę inicjatywę jako antyirańską i odbiegającą od unijnego stanowiska wobec sytuacji w regionie. "Polska niepotrzebnie opowiada się po jednej ze stron" - Obecny polski rząd w kwestii bezpieczeństwa przyjął strategię kierowania się na Stany Zjednoczone, a jednoznacznie na administrację Donalda Trumpa. Stąd kluczowe jest zwiększenie obecności militarnej USA w Europie i Polsce - to bowiem jest dla obecnych władz miernikiem sukcesu w polityce zagranicznej - ocenia Piotr Buras, dyrektor w European Council on Foreign Relations. Jego zdaniem, "organizacja konferencji bliskowschodniej, która służy w istocie legitymizacji amerykańskiej polityki wobec Iranu jest efektem tego myślenia". - Nie sądzę jednak, żeby administracja amerykańska podejmowała decyzje o zwiększeniu obecności w Polsce tylko na podstawie jednej konferencji. Moim zdaniem Polska niepotrzebnie opowiada się po jednej ze stron. Jest kluczowym krajem Unii Europejskiej, a w tej kwestii staje po stronie amerykańskiej, a nie wspólnej polityki europejskiej - podkreśla Buras. - Relacje z Chinami są także efektem postawienia na USA tak w sensie politycznym jak gospodarczym. Widać to na przykład w sprawie Huawei. Zresztą w ciągu ostatnich dwóch, trzech lat zmieniło się u nas nastawienie do relacji gospodarczych z Chinami. Z początkowego entuzjazmu wobec planu nowego jedwabnego szlaku, niewiele pozostało, a Chińczycy chcieli specjalnego traktowania, preferencji dla swoich firm, na które Polska jako członek Unii Europejskiej i NATO nie może się zgodzić. Chińczycy zresztą nie preferują inwestycji typu green field, a wolą kupować istniejące przedsiębiorstwa - tłumaczy ekspert. PS