Premier przedstawił w Sejmie priorytety rządu na najbliższe miesiące. Zapowiedział m.in. zmiany w waloryzacji rent i emerytur; wprowadzony ma zostać system kwotowo-procentowy, uzupełniający minimalny poziom waloryzacji do kwoty 36 zł. Zyskać na tym mają najbiedniejsi.Premier zapowiedział też zwiększenie ulgi na trzecie i kolejne dziecko o 20 proc. Zdaniem Owczarka propozycje te mają na celu głównie zdobycie poparcia przed wyborami. - Zaproponowane reformy - zmiana systemu waloryzacji rent i emerytur oraz zmiany dotyczące ulg podatkowych dla rodzin wychowujących dzieci - to nie jest ta forma inwestowania społecznego, która może mieć trwały efekt, będący elementem systemowego rozwiązywania problemów społecznych - powiedział. Mit emeryta Zwrócił uwagę, że nowa forma waloryzacji emerytur i części rent miałaby polegać na tym, żeby najbiedniejszym dać więcej pieniędzy. - Mam poczucie, że jest to pomieszanie dwóch rodzajów polityk publicznych. Emerytury to jest system zabezpieczenia społecznego i tutaj główna zasada, która jest ustalona i zaakceptowana, polega na tym, że w zależności od tego, jak dużo i jak długo składkujemy, tak wysoką mamy emeryturę. Natomiast propozycja rządu wprowadza do tego systemu element polityki socjalnej. Choć nominalnie nie robi to różnicy, czy dajemy dodatkowe pieniądze najbiedniejszym emerytom i rencistom w formie emerytur lub rent, czy w formie zasiłku z pomocy społecznej, to jednak zmiana sposobu obliczania waloryzacji zmienia kształt systemu, modyfikuje jego główne założenie - uważa Owczarek. Zwrócił uwagę na fakt, że rozwarstwienie dochodowe jest w grupie emerytów najniższe w porównaniu do innych grup społecznych, ponadto w tej grupie wskaźnik ubóstwa jest poniżej średniej. - Może to być zaskakujące, bo w powszechnej percepcji utrzymuje się obraz biednego emeryta, a to nie do końca jest prawda. Wprowadzając to rozwiązanie, mieszamy politykę zabezpieczenia społecznego z systemem przeciwdziałania ubóstwu. W moim przekonaniu te dwa systemy powinny działać oddzielnie. Włączanie rozwiązań przeciwdziałania ubóstwu do systemu zabezpieczenia społecznego nie jest dobrym rozwiązaniem, dlatego że przeciwdziałamy tylko w grupie emerytów i rencistów - dodał. Z ulg skorzysta niewielu Zdaniem Owczarka rozszerzenie systemu ulg podatkowych niewątpliwie przyniesie pozytywny efekt ekonomiczny. Jednak zaznaczył, że rodzin wielodzietnych, do których to rozwiązanie jest skierowane, wcale nie jest w Polsce tak wiele, więc de facto niewiele będzie osób, które z tego realnie skorzystają. - Mam poczucie, że te kroki premiera są podyktowane kalendarzem wyborczym, są to propozycje raczej nakierowane na to, żeby zyskać popularność, niż rozwiązać problem - ocenił. Jak dodał, nie można powiedzieć, że obecny rząd nie robi nic w kwestii polityki rodzinnej, ale do każdej z wprowadzonych reform można mieć zastrzeżenia. Przypomniał, że ISP wskazywał np. na brak części urlopu rodzicielskiego zarezerwowanej dla mężczyzn, co w przypadku wydłużenia go oznacza dla kobiet dłuższe wypadnięcie z rynku pracy. - W przypadku tego typu działań trudno mówić o prostym przekładaniu się na wyraźny efekt. Potrzebny jest odpowiedni klimat i szereg instrumentów, które wspierają rodzinę, wzajemnie się uzupełniając. Trudno wiązać wzrost dzietności z działaniami rządu. Gdy ludzie myślą o założeniu rodziny, najważniejszy jest czynnik ekonomiczny, czyli stabilność zatrudnienia, możliwości łączenia pracy z życiem rodzinnym itp. Instrumenty fiskalne nie są tym, co skłania ludzi do posiadania dzieci; o tym się nie myśli, zakładając rodzinę - uznał ekspert.