Jak wskazał, dziś koalicja rządowa w zdecydowanej większości wypadków bez problemów przeprowadza swoje projekty legislacyjne przez parlament. - Rząd ma kontrolę nad tym, co dzieje się w parlamencie, bo polskie partie stają się coraz bardziej zdyscyplinowane, a ich liderzy, którzy zasiadają w rządzie, mają coraz mocniejszą pozycję. Nic więc dziwnego, że głosowania idą przeważnie po ich myśli - wyjaśnił Zubek. Zdobyli kontrolę nad posłami Jak mówił, normatywna ocena, czy to zjawisko należy uznać za korzystne czy wręcz przeciwnie, jest odmienną kwestią, ale z całą pewnością można stwierdzić, że kontrola ta znacznie zacieśniła się w ciągu ostatnich 10-15 lat. - W ciągu kilku ostatnich kadencji liderzy partyjni generalnie zdobyli kontrolę nad posłami. Kiedy na początku lat 90. wielu badaczy analizowało działalność parlamentów środkowoeuropejskich, m.in. polskiego, wskazywali na to, że Sejm ma bardzo dużą siłę, bo posłowie są niezdyscyplinowani. Gdy rząd wysyłał projekty do parlamentu, to nie potrafił przewidzieć, co dalej się z nimi stanie, w jakim kształcie ustawa opuści parlament - opisywał politolog. Niewygodne projekty do "zamrażarki" Jak mówił, ciekawym przykładem takiej sytuacji była np. reforma podatkowa rządu Jerzego Buzka, forsowana przez ówczesnego wicepremiera Leszka Balcerowicza. - Na pewnym etapie premier Buzek, przedstawiając projekt rządowy w klubie AWS, powiedział: "To jest taka wstępna propozycja do dyskusji". To pokazywało, jak słaby był rząd w tamtych czasach. Dziś byłoby to nie do pomyślenia - dodał. Według Zubka wskutek tego obecnie proces legislacyjny można łatwo przyspieszać i równie łatwo opóźniać, wkładając niewygodne projekty do "zamrażarki". Ścisła kontrola nad posłami Jego zdaniem zastanawiając się nad fenomenem dyscypliny partyjnej, trzeba pamiętać, że gdy zbliżają się wybory, w polskim systemie wyborczym to liderzy partyjni mają wpływ na to, czy dany poseł znajdzie się jeszcze raz na liście wyborczej czy nie. - Wiemy też, że choć wyborcy mogą wybierać na kogo z danej listy zagłosują, to pozycja na tejże liście wyborczej w jakimś stopniu determinuje szanse kandydata: są pozycje tzw. biorące (czyli z wysoką szansą na mandat) i niebiorące. Ta kontrola zwiększa się jeszcze pod koniec kadencji, gdy posłowie czekają, czy zostaną wpisani na listy i na jakiej pozycji - zauważył Zubek. Poprawiają wynik wyborczy Według eksperta nie jest także niczym nadzwyczajnym większa liczba projektów legislacyjnych, które trafiają do parlamentu pod koniec kadencji. - To nie jest jakiś polski wyjątek. To zupełnie racjonalne działanie partii rządzących, które mają instrumenty i mechanizmy do tego, żeby wpłynąć na opinię publiczną w bezpośredniej bliskości wyborów i w ten sposób poprawić sobie wynik wyborczy - powiedział. Przywołał też badania, które pokazują, że generalnie wyborcy przy urnie pamiętają, co dla nich zrobiły partie rządzące, ale ta pamięć jest bardzo krótka. - Głosujący pamiętają przeważnie to, co wydarzyło się w ciągu ostatnich 6 miesięcy. Dlatego to jest zupełnie racjonalne, żeby jak najwięcej zrobić pod koniec kadencji, zwłaszcza takich inicjatyw, które są dla wyborców atrakcyjne. Nie wydaje mi się, żeby to była polska specyfika - podkreślił ekspert. Jego zdaniem pośpiech przy pracach parlamentarnych niekoniecznie jest głównym winowajcą błędów legislacyjnych. - Według badań, które robiliśmy w 2005 r., np. niespójność projektów wydaje się wynikać z pewnego sposobu, w jaki skonstruowane są reguły legislacyjne, np. sposobu funkcjonowania podkomisji - powiedział.