- Wirnik jest zniszczony, śmigiełko ogonowe zniszczone, (...) pozostał tylko kadłub, ale też trudno się zorientować, gdzie są kabiny - powiedział płk Michałowski. Trwają poszukiwania czarnej skrzynki Jak poinformował, do katastrofy doszło w piątek o godz. 22.12 na poligonie "Toruń". Zniszczona maszyna to śmigłowiec Mi-24D z 49. Pułku Śmigłowców Bojowych z Pruszcza Gdańskiego. Komisja w pierwszej kolejności będzie chciała dotrzeć do rejestratora (czarnej skrzynki - przyp. red.), żeby uzyskać informacje nt. sprawności śmigłowca i parametrów pilotażowych. "Załoga nie meldowała o niesprawności śmigłowca" - Nie można na podstawie oględzin mówić o przyczynach. Na pewno komisja zajmie się poprawnością pilotowania przez pilotów śmigłowca, na pewno będzie badała wszystkie hipotezy związane ze sprawnością śmigłowca, no i również jaki wpływ miała pogoda, aczkolwiek tej nocy pogoda była dobra, ponieważ widzialność była rzędu 10 km, a podstawa (chmur) rzędu 700 m - mówił płk Michałowski. Dodał, że z tego co dotąd wiadomo, doszło do przymusowego lądowania, aczkolwiek załoga nie meldowała o niesprawności śmigłowca. Z kolei w piątek wieczorem wojsko informowało, że tuż przed wypadkiem pilot zgłaszał problemy. Jak powiedział Michałowski, komisji nie udało się jeszcze porozmawiać z członkami załogi, którzy przeżyli wypadek. - Dwóch członków załogi znajduje się w tej chwili w szpitalu, ale na razie pilot niewiele pamięta - powiedział. "Do tej pory nie było problemów z maszyną" Komisja ma nadzieję, że jeszcze dziś uda się dotrzeć do czarnej skrzynki śmigłowca, a w niedzielę odczytać z niej parametry lotu. Prawdopodobnie również w niedzielę wrak śmigłowca zostanie przeniesiony do jednostki wojskowej w Inowrocławiu. W opinii Michałowskiego, Mi-24D to dobry śmigłowiec. - Do tej pory nie było problemów, jeśli chodzi o sprawność tego typu maszyn - powiedział. Według informacji przekazanych przez płk. Michałowskiego, dowódca wojsk lądowych, któremu podlegała rozbita maszyna, wstrzymał loty śmigłowców tego typu. Pechowe miejsce drugiego pilota Michałowski wyjaśnił, że w śmigłowcach Mi-24 kabina drugiego pilota znajduje się na samym dole kadłuba. - W związku z tym, przy przymusowym lądowaniu, a odbyło się to w terenie zadrzewionym, siłą rzeczy ulegały zniszczeniu najniżej położone elementy tej konstrukcji, właśnie kabina pilota, który zginął - powiedział członek komisji badania wypadków lotniczych. Dodał też, że wyjaśnianie przyczyn katastrofy trwa zwykle około miesiąca, chyba że konieczne będą dodatkowe ekspertyzy. Wstępnych hipotez można się spodziewać za około dwa tygodnie. Do wypadku doszło w piątek późnym wieczorem w czasie wykonywania lotu szkoleniowego na trasie Inowrocław - Toruń przed misją w Afganistanie. Wypadek przeżył dowódca śmigłowca i technik pokładowy, zginął drugi pilot por. Robert Wagner.