POLECAMY: Niedzielne referendum: Jedno pytanie "Kukizowe" i dwa bezsensowne Jako "niewidoczną" określiła kampanię w rozmowie z PAP Róża Rzeplińska z portalu MamPrawoWiedzieć.pl. Mówiła, że spoty nie są nagłaśniane, a plakaty np. w Warszawie pojawiają się niezwykle rzadko. "Odnotowałam tylko plakaty PO, bardzo nieliczne" - zauważyła. Według niej problemem jest to, że politycy "obniżyli wartość instytucji referendum w oczach ludzi" - obywatele uważają, że referendum, kosztujące 100 milionów złotych, nie przyniesie zmian i jest tylko "drogą zabawką w rękach polityków". "Referendum stało się sprawą raczej wstydliwą dla partii" - oceniła. Rzeplińska podkreśliła, że jej zdaniem żadna z partii czy instytucji nie poradziła sobie z zadaniem wytłumaczenia ludziom, jakie byłyby długofalowe skutki pozytywnych odpowiedzi na pytania referendalne. Oceniła, że partie wolą, by obywatele "nie przyglądali się zbytnio procesowi delegowania swoich przedstawicieli", zatem nie chcą wikłać się w trudy tłumaczenia ludziom niuansów np. dotyczących JOW-ów. Zdaniem ekspertki, w przyszłości należałoby pomyśleć, by np. PKW dostarczała ludziom za pośrednictwem poczty książeczki z opisanym stanowiskiem różnych stron oraz bezstronnych informacji o temacie referendum. Poza tym - mówiła - należałoby przeprowadzić "prawdziwą, rzetelną kampanię informacyjną w mediach". "Niestety, demokracja nie może być tania. Skoro posłowie zdecydowali o referendum, powinni wziąć i to pod uwagę" - mówiła Rzeplińska. Zdaniem politologa UW Rafała Chwedoruka kampania referendalna jest "miałka i w dużej mierze - pozorowana". "Prawie nikt jej nie zauważa i wygląda na to, że większości partii o to właśnie chodziło" - podsumował ekspert. Według niego całość pokazuje, że budowanie siły politycznej na kwestii JOW-ów - jak planował Paweł Kukiz - jest mitem. Zdaniem Chwedoruka spoty referendalne oraz plakaty czy filmiki internetowe można podzielić na trzy grupy: "demagogiczne, kryptoreklamę oraz mieszane". Do kryptoreklamy ekspert zalicza spoty podmiotów, które na co dzień zajmują się zupełnie inną sferą życia, np. dziećmi a próbują się promować przy okazji referendum oraz audycje zawierające konkretne imiona i nazwiska osób, które również chcą się wypromować w innej sprawie. Takie podejście ośmiesza ideę referendum - podsumował. Jako "demagogiczne" Chwedoruk ocenił spoty, w których - jak zauważył - nie ma żadnej konkretnej informacji tylko "sączenie złości na klasę polityczną". Chodzi m.in. o kilka spotów przygotowanych przez Ruch Obywatelski Na Rzecz JOW-ów. "To ręce polityka. Drżą, a pije niezwykle rzadko. On wie, że po wprowadzeniu Jednomandatowych Okręgów Wyborczych ci, którzy postawili na niego krzyżyk, rozliczą go" - słyszymy głos lektora w jednym z nich. W kolejnych spotach przedstawiono też "brzuch polityka, który rośnie w czasie kadencji", kiedy partie są finansowane z budżetu, nogi "plączące się" ze strachu przed wprowadzeniem JOW-ów, czy pośladki, które polityk - po tym gdy wyborcy zdecydują o zmianie sposobu wybierania posłów - "będzie musiał zacisnąć, bo nie tylko prąd kopie". Chwedoruk skomentował też dość prężną kampanię Stowarzyszenia Kierunek Zmiana, kierowanego przez Łukasza Gibałę, który przy użyciu spotów, memów, konferencji i akcji na ulicach próbował przekonać ludzi, żeby "nie dokarmiali polityków" finansując ich z budżetu państwa. Według politologa, Gibała w swoich materiałach wytyka m.in. PO "kupowanie cygar i wina za partyjne pieniądze", ale nie oferuje żadnej informacji o tym, co miałoby być w zamian. Do kategorii "mieszane" ekspert zaliczył spoty głównych partii politycznych - PO i PiS. "Platforma wskazuje w swoich spotach, że jest i była za postulatem JOW oraz za zmianami w finansowaniu partii. Robi to jednak po to, by się uwierzytelnić i zaakcentować opozycję do PiS, a nie po to, by rzetelnie informować ludzi" - zauważył. Ponadto - wskazał ekspert - "Platforma delikatnie, dyskretnie raczej odcina się od idei referendum", "zrzucając winę" za jego zarządzenie na b. prezydenta Bronisława Komorowskiego. Według eksperta, partia nie chce też wikłać się w kampanię; referendum bowiem, z racji małej frekwencji ma małe szansę na zmianę rzeczywistości. Z kolei PiS - mówił ekspert - z jednej strony "nie wypada" nawoływać do bojkotu referendum, z drugiej nie chce stawać w zdecydowanej opozycji do Kukiza, który agituje za JOW-ami. "Dlatego z jednej strony PiS wskazuje na zalecenia Rady Europejskiej, by finansować partie z budżetu, a z drugiej odciąga uwagę od tematu, eksponując wątek innego referendum, które miałoby się odbyć 25 września" - wskazuje Chwedoruk. Komitety biorące udział w kampanii referendalnej - poza prowadzeniem kampanii we własnym zakresie - mogły nadawać spoty bezpłatnie w publicznych mediach - radiu i telewizji. Rzecznik Polskiego Radia Radosław Kazimierski powiedział PAP, że choć do kampanii zgłosiło się 40 podmiotów, początkowo materiały dostarczyło tylko 15 z nich. Także w blokach referendalnych w TVP pojawiały się plansze "Podmiot nie dostarczył audycji referendalnej". 6 września zgodnie z inicjatywą prezydenta Bronisława Komorowskiego Polacy mają odpowiadać na trzy pytania: czy są "za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu"; czy są "za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa" i czy są "za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości, co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika".ZOBACZ RÓWNIEŻ: