Ruch Palikota, który w jesiennych wyborach parlamentarnych uzyskał ok. 10-procentowy wynik i wprowadził do Sejmu 40 posłów, rok 2012 rozpoczął z poparciem 8 proc. respondentów zarówno w badaniu CBOS, jak i TNS Polska. W kolejnych miesiącach w badaniach CBOS poparcie dla Ruchu było następujące: 9 proc. w lutym; 8 proc. w marcu, 6 proc. w kwietniu i 7 proc. w maju. Z kolei TNS Polska w lutowym sondażu dał formacji Palikota 10 proc. poparcia; w marcu - 12; w kwietniu - 9 proc., a w maju 10 proc. "Nie martwię się wynikami" Palikot, pytany, jak w świetle tych sondaży ocenia szanse na utrwalenie pozycji swej partii na scenie politycznej, zapewnił, że nie martwi się ich wynikami. Jego zdaniem mierzą one jedynie poparcie "powierzchniowe", a rzeczywista liczba potencjalnych wyborców RP jest dwukrotnie wyższa. Jak przekonywał, w wyborach 2015 r. Polacy zniechęceni rządami Platformy Obywatelskiej i marazmem SLD zagłosują właśnie na Ruch. Jednak prof. Radosław Markowski z Uniwersytetu Warszawskiego nie widzi w RP pomysłu na zwiększenie poparcia. Ocenił w rozmowie, że choć Palikotowi udało się odnieść sukces i zbudować "coś z niczego", to jednak "rzecz polega na tym, że inaczej buduje się z niczego partie 5-10-procentowe, a inaczej partię, która ma mieć 20 proc. i więcej poparcia". Tego pomysłu u Janusza Palikota nie widzę - I tego pomysłu u Janusza Palikota nie widzę - zaznaczył Markowski. Według niego w RP brakuje też myślenia programowego. - Nie widzę, aby tam był jakiś zespół, jacyś ludzie, którzy by usiedli i spokojnie zaplanowali coś wspólnego sektorowo - od polityki zagranicznej po gospodarczą - powiedział. Jednocześnie Markowski zwrócił uwagę, że partia Palikota ma jeszcze ok. 3,5 roku na walkę o poparcie społeczne. Wybory parlamentarne i prezydenckie zgodnie z kalendarzem wyborczym odbędą się bowiem w 2015 r. Wcześniej w 2014 r. będą wybory do Parlamentu Europejskiego oraz samorządowe. W tym czasie - uważa politolog - RP powinien przede wszystkim zmienić "karykaturalną nazwę". - W demokracjach nazywanie partii swoim imieniem jest po prostu w złym guście - uważa. "Na korzyść partii Palikota działają polscy biskupi" Na korzyść partii Palikota - mówił Markowski - działają natomiast polscy biskupi, których określił jako "trwały i wielki zasób Janusza Palikota". - Czasem on nic nie musiałby robić, wystarczyłoby, że żadna z głównych partii nie zajmie się tym, co polski Kościół katolicki wyprawia i wygaduje - powiedział. Jego zdaniem już tylko to wystarczy, by "10 czy 15 proc. Polaków z rozpaczy głosowało na Ruch Palikota". Z kolei według socjologa z Uniwersytetu Jagiellońskiego dra Jarosława Flisa jest jeszcze zbyt wcześnie, by rozstrzygająco mówić o szansach RP na trwałe wpisanie się w polską scenę polityczną. "Wyobraźnia podpowiada jedną i drugą możliwość" - W sprawie tego, czy Ruch Palikota pójdzie ścieżką PO i PiS czy raczej Samoobrony i LPR-u nie ma twardych danych. Wyobraźnia podpowiada jedną i drugą możliwość - powiedział Flis. Zwrócił uwagę, że obszar sceny politycznej pomiędzy PO i SLD - a więc liberalizm obyczajowy i gospodarczy jednocześnie - do momentu pojawienia się Ruchu nie był "obsadzony" przez żadną formację polityczną. - Część osób o takich właśnie poglądach zobaczyła, że jest wreszcie partia, z którą mogą się utożsamiać i nie muszą się godzić na przykre kompromisy w ramach PO czy SLD - powiedział. Zauważył jednocześnie, że większość wyborców o poglądach liberalnych obyczajowo lub gospodarczo nadal pozostaje jednak przy Platformie bądź Sojuszu, bo "w sensie instytucjonalnym są to jednak znacznie silniejsi gracze". Problemem RP jest brak wiarygodności Najbardziej sceptycznie szanse Ruchu Palikota ocenia politolog z Uniwersytetu J. Kochanowskiego w Kielcach i wiceszef Komitetu Nauk Politycznych PAN prof. Kazimierz Kik. Według niego, problemem RP jest przede wszystkim brak wiarygodności. - Palikot, który był politykiem PO, czyli politykiem centroprawicowym, nagle - w momencie, kiedy chciał uzyskać niezależność - proklamował się lewicowcem - uzasadnił swoją opinię. Jak dodał, lider RP lewicowość zdefiniował poprzez kwestie światopoglądowe. - W ten sposób rozpoczął się bój między nim a szefem SLD Leszkiem Millerem o przywództwo na lewicy oraz o definicję lewicowości - mówił. Jak zauważył, Miller obrał drogę odmienną niż Palikot - oderwania SLD od haseł światopoglądowego radykalizmu i powrotu do haseł lewicy socjalnej. Ta strategia - ocenił - spowodowała, że "obecnie to szef Sojuszu wygrywa starcie z Palikotem". Jak mówił Kik, dzieje się tak, bo "lewicowy wiatr od Zachodu daje preferencję nie centroprawicowemu Palikotowi, tylko właśnie Millerowi". "Wypalanie się Palikota" Zdaniem Kika, RP ma "drobnomieszczańską koncepcję ulepszania państwa poprzez drobne korekty". - Zapotrzebowanie na radykalne hasła światopoglądowe w Polsce jest takie sobie. Z kolei, jeśli chodzi o naprawianie państwa drobnymi krokami, tu bardziej wiarygodna jest PO - przekonywał. Jak mówił, pole działania RP jest zatem ograniczane zarówno z lewej, jak i prawej strony sceny politycznej. - Dla RP nie ma miejsca na scenie politycznej jeszcze z trzeciego powodu; tym powodem jest wypalanie się Palikota - skonkludował Kik. - Na wejściu towarzyszył mu efekt świeżości, budzący scenę polityczną (...). Palikot już siebie nie przebije z tego okresu. Epoka happeningów mija - uważa politolog.