W poniedziałek po południu do Polskiej Agencji Prasowej drogą mailową przesłane zostało oświadczenie wysłane z adresu wyglądającego jak adres sejmowego konta mailowego posłanki PiS, które zawierało m.in. dane kontaktowe jej biura poselskiego w Sycowie. W oświadczeniu była mowa o jej rezygnacji ze startu w wyborach parlamentarnych. Wiadomość została szybko zdementowana najpierw przez szefa klubu PiS Mariusza Błaszczaka, a następnie na stronie internetowej Kempy ukazało się oświadczenie. Posłanka PiS zapowiedziała, że złoży w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Kryminalna kampania negatywna? - To jest przykład kampanii negatywnej i to takiej kryminalnej. Rzadko się to rzeczywiście zdarza, bo kampanie negatywne zazwyczaj charakteryzują się jakimś oczernianiem, a tu mamy do czynienia z działaniem kryminalnym. To znaczy, że kampania się zaostrza - powiedział politolog dr Bartłomiej Biskup. Jego zdaniem, autorem fałszywki mógł być równie dobrze ktoś z biura posłanki lub jej partii, kto rozgrywał jakieś wewnętrzne porachunki, jak i ktoś z przeciwnego obozu politycznego. - Jeżeli to są przeciwnicy polityczni, to znaczy, że kampania się zaostrza, bo do tej pory takich metod w Polsce się nie używało - zwrócił uwagę. Autor fałszywki spoza PiS? Socjolog prof. Jadwiga Staniszkis uważa, że za całą sprawą może stać ktoś spoza PiS, kto chciał zasugerować, że fałszywka to efekt napięć panujących w świętokrzyskim PiS, którego Kempa jest szefową. Kilka miesięcy temu komitet polityczny PiS rozwiązał świętokrzyski zarząd partii. Komisarzem została wtedy Kempa, a cześć miejscowych działaczy PiS protestowała przeciwko temu. - Może być takie podwójne przełożenie: zrobił to ktoś z zewnątrz, ale żeby stworzyć wrażenie, że ona jest takim "spadochroniarzem", żeby na ten temat rozpoczęła się tam dyskusja - powiedziała Staniszkis. Jej zdaniem, na pewno nie jest to żart, a najbardziej narzucającą się interpretacją jest próba pokazania wewnętrznego fermentu PiS w woj. świętokrzyskim. Może ktoś namówiony przez Kempę? Z kolei politolog prof. Radosław Markowski zwraca uwagę, że hipotez wyjaśniających zajście może być bardzo dużo. - Można by tropić, czy to była Beata Kempa, czy nie, a może ktoś namówiony przez panią Beatę Kempę, żeby zrobić wokół niej szum - powiedział politolog. Dodał, że wokół posłanki Kempy było ostatnio cicho. Nie wykluczył jednak, że może to być również działalność przeciwnej partii. - To chyba można sprawdzić, ale nie nadawałbym temu jakiejś nadmiernej wagi. Jest okres wyborczy i politycy posługują się różnymi sposobami - podkreślił Markowski. Duża szansa na ustalenie autora Łukasz Kister, biegły sądowy od bezpieczeństwa informacji, twierdzi natomiast, że jest za wcześnie, by przesądzić, czy rzeczywiście doszło do włamania do skrzynki poselskiej na serwerze Sejmu, czy też ktoś "zbudował sobie" adres pocztowy posłanki, opierając się na jakichś kodach. Dodał, że może to ustalić administrator systemu informatycznego po zbadaniu wszystkich logowań. - Internet pozostawia ślady, nawet jeśli sprawca działał z kafejki internetowej - dodał ekspert. Jego zdaniem szansa na jego ustalenie jest duża. - Włamanie na pocztę każdego z nas jest przestępstwem - przypomniał Kister. Według niego w tym przypadku możemy mieć do czynienia ze zbiegiem kilku przestępstw. Zgodnie z Kodeksem karnym, kto bez uprawnienia uzyskuje dostęp do informacji dla niego nieprzeznaczonej, otwierając zamknięte pismo, podłączając się do sieci telekomunikacyjnej lub przełamując albo omijając jej zabezpieczenie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo do dwóch lat więzienia. Kto niszczy, uszkadza, usuwa, zmienia lub utrudnia dostęp do danych informatycznych podlega karze do trzech lat więzienia. Jeśli dotyczy to danych o "szczególnym znaczeniu dla obronności kraju, bezpieczeństwa w komunikacji, funkcjonowania administracji rządowej, innego organu państwowego, instytucji państwowej lub samorządu terytorialnego" podlega karze od pół roku do ośmiu lat więzienia.