Czwartkowy "Dziennik Gazeta Prawna" napisał, że z oceny ekspertów - cytując m.in. b. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego - wynika, iż żądając takich akt minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, jak również prezes gdańskiego sądu apelacyjnego przesyłając je, złamali ustawę o ustroju sądów powszechnych. Według gazety znowelizowana wiosną ustawa jasno reguluje sposób kontroli - mogą jej dokonywać wyłącznie sędziowie-wizytatorzy na miejscu, w sądzie. Urzędnicy ministerstwa mogą wyłącznie towarzyszyć tej czynności - dodaje dziennik. Tymczasem - według MS - regulamin urzędowania sądów powszechnych przewiduje, że "akta sprawy (...) przesyła się na każde żądanie po wykonaniu niezbędnych czynności w sprawie: Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej, Ministrowi Sprawiedliwości, Sądowi Najwyższemu, Rzecznikowi Praw Obywatelskich, Rzecznikowi Praw Dziecka oraz sądowi odwoławczemu". "Przepis ten stanowi jeden z instrumentów pozwalających ministrowi realizować zadania ustawowe" - dodano w komunikacie MS. W ocenie prof. Kruszyńskiego z Instytutu Prawa Karnego Uniwersytetu Warszawskiego Gowin nie złamał prawa. "Minister Gowin nie złamał prawa. Nie jestem entuzjastą tego ministra (...), ale w tym przypadku nie mogę mu nic zarzucić" - powiedział PAP Kruszyński. "Przeglądałem te akty prawne, na które powołuje się resort sprawiedliwości i w paragrafie 95 ust. 1 regulaminu działalności sądów minister sprawiedliwości jest wymieniony, jako osoba, która ma prawo dostępu do akt sądowych" - podkreślił profesor. "Minister ma prawo żądać dostępu do akt sądowych, bo w swoich kompetencjach ma określone uprawnienia. Może np. wszcząć postępowanie dyscyplinarne wobec sędziów, może zwracać się do prezesa sądu - oczywiście nie w sprawie wydawania wyroku - tylko np. w związku z opieszałością działania" - mówił Kruszyński. Odmiennie ocenia sprawę konstytucjonalista Ryszard Piotrowski z Katedry Prawa Konstytucyjnego Uniwersytetu Warszawskiego. W jego ocenie tylko przepis ustawy lub wyraźne upoważnienie ustawowe uprawniałyby ministra do uzyskania tych akt. "Ministerstwo powołuje się na rozporządzenie z lutego 2007 r. Trzeba pamiętać, że wtedy minister sprawiedliwości był jeszcze jednocześnie prokuratorem generalnym i miał inne uprawnienia nadzorcze do sprawowania nadzoru administracyjnego nad pracą sądów niż dzisiaj" - zaznaczył Piotrowski. "Wtedy przepisy przewidywały, że minister nadzór administracyjny sprawuje osobiście. Obecnie robi to poprzez służbę nadzoru, którą stanowią sędziowie delegowani do MS" - tłumaczył. "To zmiana roli ustrojowej ministra" - dodał. Przypomniał, że rozporządzenie-regulamin działalności sądów pozwalające ministrowi na dostęp do akt pochodzi z 2007 r. i zostało wydane na podstawie ówczesnego prawa o ustroju sądów powszechnych. "Nie ma tam jednak takiego upoważnienia ustawowego, które pozwalałoby ministrowi na określanie zasad udostępniania akt. Stąd wniosek, że rozporządzenie zostało wydane bez odpowiedniego upoważnienia ustawowego i jest niezgodne z konstytucją" - powiedział PAP Piotrowski. "W nowym stanie prawnym - tym bardziej, bo minister nie sprawuje nadzoru osobiście" - dodał. Ekspert zwraca uwagę, że są ustawowe podstawy prawne do udostępnienia akt prezydentowi, prokuratorowi generalnemu - w sprawach o ułaskawienie, Sądowi Najwyższemu - we właściwym trybie, Rzecznikowi Praw Obywatelskich czy nawet Rzecznikowi Praw Dziecka, a zapisu dotyczącego ministra sprawiedliwości w ustawie nie ma. "Jest jedynie przepis w rozporządzeniu-regulaminie wydanym przez ministra sprawiedliwości. To oznacza przyznanie uprawnień ministrowi sprawiedliwości przez tegoż ministra sprawiedliwości z przekroczeniem ustawowych przesłanek. W mojej ocenie to zagraża prawu do sądu, ponieważ potwierdza uzależnienie sądów od władzy wykonawczej" - podkreślił ekspert. W czwartek w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury złożył Dariusz Joński (SLD). Według niego minister dopuścił się przekroczenia uprawnień funkcjonariusza publicznego. Rzecznik prokuratury okręgowej w Warszawie Dariusz Ślepokura potwierdził, że zawiadomienie wpłynęło.