W opatrzonym datą 1 września 2010 roku liście, zamieszczonym w niedzielę na portalu Salon24.pl, Kaczyński zapewnił, że wszelkie informacje o jego "abdykacji" czy dymisji są całkowicie nieprawdziwe. "Członkowie Klubu Parlamentarnego PiS i inne osoby z naszej partii zajmujące eksponowane stanowiska muszą wybrać lojalność lub pójść własną drogą" - podkreślił Kaczyński. - List Jarosława Kaczyńskiego to pierwszy sygnał przygotowywania Prawa i Sprawiedliwość na ciężkie czasy polityczne - powiedział PAP prof. Kazimierz Kik z Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego w Kielcach, wiceprzewodniczący Komitetu Nauk Politycznych PAN. - Jarosław Kaczyński wyraźnie daje do zrozumienia, że nie tylko nie abdykuje, ale jeszcze bardziej zacieśnia kontrolę nad partią - podkreślił Kik. W jego ocenie, wymowa listu jest taka, że w PiS jest miejsce wyłącznie dla tych, którzy "bezwarunkowo i bezdyskusyjnie" ufają szefowi partii. W ten sposób - zdaniem Kika - Kaczyński odrzuca możliwość partii wewnętrznie, intelektualnie zróżnicowanej. - Po drugie, bardzo wyraźnie widać, że list jest próbą przekonania partii, żeby odwróciła się plecami do mediów - ocenił ekspert. - Jarosław Kaczyński przedstawia media, świat kultury i intelektualistów jako siły skupione na takim manipulowaniu przekazem, by zmarginalizować PiS. Krótko mówiąc, kręgi partyjne PiS mają zamknąć się wyłącznie w sobie, kierować się tylko wewnętrznymi dyrektywami - wyjaśnił. Pytany, dlaczego Kaczyński tak późno odpowiedział na list otwarty Marka Migalskiego, Kik odparł: "myślę, że trochę odczekał na zewnętrzną reakcję i zobaczył, że opinia publiczna stanęła w dużym stopniu po stronie Migalskiego". - To było dla niego niebezpieczne. Wystosował ten list, żeby treści formułowane przez Marka Migalskiego nie były jedynym komunikatem publicznym, który kształtuje świadomość społeczną o PiS - powiedział Kik. - Teraz będzie dyskusja nad jego tekstem, a nie nad tekstem Migalskiego - skwitował. W opinii socjologa prof. Andrzeja Rycharda, dyrektora Szkoły Nauk Społecznych Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, list Kaczyńskiego należy rozpatrywać w kilku płaszczyznach. - Po pierwsze, jest to próba zwrócenia się do środowiska i pokazania: "oto wracam". To jest stosunkowo nowe, bo w ostatnich tygodniach prezesa Jarosława Kaczyńskiego praktycznie nie było. Natomiast dalej mamy już elementy kontynuacji - powiedział socjolog. Rychard ocenił, że dotychczasowa retoryka Kaczyńskiego pt. "świat jest zły i musimy stawić mu czoła" niespecjalnie przynosiła sukcesy. - Natomiast widać wyraźnie, że prezes Kaczyński uważa, że to jest strategia, która może przynieść większe sukcesy niż taktyka przyjęta w czasie kampanii prezydenckiej, gdzie prezentował inny wizerunek - powiedział Rychard. W tym liście - zdaniem eksperta - Kaczyński dezawuuje zmianę swojego wizerunku, czyli robi to samo, co jego przeciwnicy w czasie kampanii. - W ten sposób Kaczyński przyznaje, że była to tylko zmiana wizerunku o charakterze taktycznym - zauważa Rychard. - Po drugie, stawia trudną do udowodnienia tezę, że w wyniku tej zmiany stracił, istnieją bowiem poglądy, że zyskał - dodał. Rychard uważa, że rezultatem tego, że Kaczyński ocenia zmianę wizerunkową w czasie kampanii jako błąd, jest ostra krytyka Migalskiego i jego wątpliwości do obecnej strategii partii. Rychard, podobnie jak Kik, uważa, że list prezesa Kaczyńskiego jest dowodem na to, że PiS nie jest partią, w której możliwa jest jakaś głęboka dyskusja. - To jest partia, która albo będzie taka jaka jest, albo będzie w niej jakiś głęboki kryzys - powiedział socjolog. Jego zdaniem, ten list będzie pełnił rolę integracyjną, ale "środowisko PiS po doświadczeniach wyborczych jest bardziej świadome wewnętrznego zróżnicowania". - Nawoływania do twardej lojalności muszą być odebrane jako wskazanie, że niespecjalnie jest miejsce dla osób, które myślą inaczej - powiedział Rychard. Pytany o możliwy efekt polityczny listu Kaczyńskiego, odparł, że można się spodziewać bardzo różnych rozwiązań. - Wydaje się, że Kaczyński jest przygotowany na to, że cześć osób odejdzie, a on w swojej politycznej historii ma doświadczenie funkcjonowania +w formie przetrwalnikowej+ Porozumienia Centrum. Ale pewnie liczy też na odwrotny scenariusz, że to zmobilizuje jego zwolenników - podsumował.