Wykład na temat pt. "Płeć w języku: gdy gramatyka determinuje spostrzeganie społeczne" 8 marca wygłosi w Sopocie prof. Pascal Gygax z wydziału psychologii Universit de Fribourg w Szwajcarii. Będzie przekonywał, że w formalnych i znaczeniowych cechach języka, takich jak forma gramatyczna czy konotacje pewnych nazw i stereotypów, może przejawiać się dyskryminacja płci. - Szwajcarski uczony zamierza to pokazać na przykładzie języka norweskiego, który badał pod względem uwarunkowań językowych i postrzegania płci - powiedział w rozmowie z dziennikarzem dr Parzuchowski. Jego zdaniem, te badania dobrze odnoszą się także do języka polskiego, gdyż w obydwu tych językach jest częste odniesienie do płci. - Wynika to z tego, że język w ogóle wpływa na to, jak myślimy, co wykazano już w latach 60. XX w. - podkreślił psycholog sopockiego SWPS. Jeszcze wcześniej, bo już latach 30-tych minionego stulecia Edward Sapir i Benjamin Lee Whorf przekonywali, że język, jakim się posługujemy od dzieciństwa w mniejszym lub większym stopniu wpływa na sposób myślenia. Uważali oni, że postrzeganie rzeczywistości zależy od społeczności, jej kultury i ściśle związanego z nią języka. Nazywano to hipotezą relatywizmu językowego. Sapir i Whorf przez wiele lat byli krytykowani. Ich pogląd był w sprzeczności z opublikowaną w 1957 r. teorią Avrama Noami Chomsky'ego. Mówi ona o tym, że zdolność ludzi do posługiwania się językami wynika z uniwersalnej dla wszystkich struktury mózgu. To ona wpływa na nasze myślenie, a tym samym na nasz język. Zgodnie z poglądem Chomnsky'ego, można powiedzieć, że wszyscy jesteśmy podobni, jedynie różnimy się mową. Słowa są jedynie znakami funkcjonującymi w określonym kontekście semantycznym (znaczeniowym) i niczym więcej. Dziś wiemy, że język do pewnego stopnia może jednak ukierunkować zdolności poznawcze. Błąd Lee Whorfa polegał jedynie na tym, że jego pogląd był zbyt skrajny. Uważał on, że to czego nie potrafi wyrazić nasza ojczysta mowa, dla nas nie istnieje. Z najnowszych badań wynika, że język nie jest barierą w poznaniu czegoś, czego on nie wyraża, a człowiek nie jest więźniem mowy ojczystej. Przykładem jest język chiński. Aby wyrazić w nim jakąś czynność, np. spożywanie posiłku, nie trzeba precyzować czy się ono już odbyło, trwa właśnie lub dopiero będzie miało miejsce. Ale to nie oznacza, że Chińczycy nie rozumieją, czym jest upływ czasu. Dr Jacek Wasilewski, kulturoznawca z Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej, autor książki "Retoryka dominacji", uważa, że język przechowuje utrwaloną w danej społeczności wiedzę. W języku polskim przykładem jest słowo "Pan". Gdy Anglik powie "Johny I'm glad to see you", Polak nie ma pewności czy chodzi o znajomego Johna, czy też o Mr Johna, bo "you" może oznaczać zarówno "ty", jak i być odpowiednikiem polskiego "Pan". Stąd trudność jaką wykazują czasami Polacy w komunikowaniu się z dopiero co poznany obcokrajowcami. Słowo "Pan" jest reliktem naszego języka, pochodzi z czasów gdy w Polsce panowały stosunki feudalne. Im bardziej jednak nasze społeczeństwo się egalitaryzuje, tym częściej zaczynamy bezpośrednio zwracać się do swego rozmówcy, bez względu na wiek i status społeczny. Ale pewne różnice kulturowe pozostają. Przykładem są powiązania między formami gramatycznymi a płcią. - Język jako system formalny i sposób komunikacji odwzorowuje pewne warunki kulturowe i uprzedzenia w sposób bierny, ale z drugiej strony może je też czynnie wyrażać, nadpisywać i wzmacniać - podkreśla dr Parzuchowski.