Eksperci przypomnieli, że na całym świecie nowotwór ten jest jednym z najtrudniejszych w diagnozowaniu i leczeniu. Ordynator oddziału onkologii klinicznej w Wielkopolskim Centrum Pulmonologii w Poznaniu prof. Rodryg Ramlau podkreślił, że według zaleceń brytyjskich od momentu, kiedy lekarz podstawowej opieki zacznie podejrzewać raka płuca, do rozpoczęcia leczenia - nie powinny upłynąć więcej niż dwa miesiące. W ciągu miesiąca od pojawienia się pierwszych objawów należy rozstrzygnąć, czy na pewno jest to ten nowotwór. Najpóźniej po kolejnych 30 dniach powinno rozpocząć się leczenie. - W naszym kraju mija często prawie pół roku od zgłoszenia się pacjenta do lekarza, zanim przeprowadzone zostaną wszystkie badania diagnostyczne i można rozpocząć leczenie. Wtedy jednak na ogół jest za późno na najbardziej skuteczne leczenie raka płuca, jakim jest radykalna operacja - stwierdził specjalista. Według danych Watch Health Care, pacjent po otrzymaniu skierowania od lekarza rodzinnego musi średnio czekać prawie półtora miesiąca na wizytę u pulmonologa i około dwóch miesięcy na wykonanie tomografii komputerowej. - Na konsultacje u torakochirurga, który decyduje o zakwalifikowaniu chorego do operacji, trzeba oczekiwać kolejny miesiąc, a często nawet 2-3 miesiące - powiedział prof. Ramlau. Kolejny miesiąc trwa oczekiwanie na zabieg. Chorzy, którzy już nie mogą być operowani, bo ich choroba jest zbyt zaawansowana, np. z powodu przerzutów do innych narządów, poddawani są leczeniu, które jest już mniej skuteczne. Do wyboru jest wtedy chemioterapia i terapia ukierunkowana molekularnie oraz radioterapia. Niestety, na radioterapię też trzeba czekać - około 1,2 miesiąca, co również pogarsza efekty leczenia. U niektórych chorych nie jest możliwe nawet leczenie systemowe (chemioterapia i terapia ukierunkowana molekularnie). - To zdecydowanie za długo, musimy to zmienić, inaczej trudno będzie poprawić w naszym kraju wyniki leczenie raka płuca - alarmował prof. Ramlau. Dodał, że w tym względzie nic się nie zmieniło od 10 lat, mimo że w tym czasie powstało w kraju wiele nowych ośrodków zajmujących się leczeniem tej choroby nowotworowej. Jednym z podstawowych utrudnień jest limitowanie zabiegów - podkreślono na konferencji. Z danych Krajowego Rejestru Nowotworów dotyczących okresu od 2003 do 2005 wynika, że rok po wykryciu raka płuca nadal żyło 35 proc. mężczyzn oraz 42 proc. kobiet. Pięcioletnie przeżycia uzyskiwano wtedy u zaledwie 12 proc. mężczyzn i 17 proc. kobiet. W Europie Zachodniej osiąga się o kilka punktów procentowych lepsze wyniki (nowotwór ten wciąż jest jednym z najbardziej śmiertelnych). Według najnowszego raportu Eurocare-5, w którym uwzględniono dane z lat 2006/2007, w całej Unii Europejskiej pięcioletnie przeżycia uzyskuje się u zaledwie 13 proc. chorych. W naszym kraju pięć lat przeżywa 14,4 proc. pacjentów z tym nowotworem. Prof. Tadeusz Orłowski z Instytutu Gruźlicy i Chorób płuc w Warszawie powiedział, że mimo tej ponurej statystyki część chorych z rakiem płuca ma szanse na trwałe wyleczenie. Decyduje o tym czas postawienia diagnozy, zaawansowanie i typ histologiczny nowotworu. "Jeśli guz jest mały, a jego średnica nie przekracza 1 cm, zostanie szybko postawiona diagnoza i nie będzie zwłoki w podjęciu operacji, taki chory ma 93 proc. szans na wyleczenie albo przynajmniej przez wiele lat nie będzie miał nawrotu choroby" - podkreślił. Specjaliści przyznali, że raka płuca trudno wykryć, gdyż długi czas przebiega w utajeniu, a gdy wywoła pierwsze objawy, to nawet dla lekarza są one mylące. Zdarza się, że chory długi czas niepotrzebnie leczony jest antybiotykami z powodu kaszlu i nawracającego zapalenia płuc, co zwykle świadczy o infekcji, ale czasami są to pierwsze objawy raka płuca, o czym szczególnie powinni pamiętać palacze papierosów. Prezes Watch Health Care dr Krzysztof Łanda powiedział, że rak płuca jest najlepszym przykładem tego, że w diagnostyce i leczeniu nowotworów jakiekolwiek opóźnienia w udzielaniu nawet podstawowych świadczeń zdrowotnych pogarszają rokowania chorego.