W pierwszej chwili po ogłoszeniu nowych elementów planu gospodarczego PiS ekonomiści zaczęli wskazywać, że skokowy wzrost płacy minimalnej z 2250 zł brutto obecnie do 4000 zł w 2023 r. (przez 3000 zł na koniec 2020 r.) będzie kolejnym obok wprowadzenia Pracowniczych Planów Kapitałowych, likwidacji maksymalnego poziomu składek na ZUS (tzw. 30-krotności) oraz problemów ze znalezieniem pracowników (szybko rosnące płace) elementem zwiększającym koszty firm, przez co mogą one ograniczać inwestycje. A w zestawie zapowiedzi są jeszcze: dwie trzynastki dla emerytów w 2021 r., dwumiliardowy fundusz modernizacji szpitali, program 100 obwodnic miast, fundusz inwestycji w szkoły, remonty 150 dworców. - Niepokój ustępuje miejsca przerażeniu - rzucił w pierwszym komentarzu jeden z ekonomistów. Zapytany, czy konsekwencją może być np. mocne osłabienie złotego, odpowiedział: "Nie, to nam nie grozi". - To wszystko, co zostało zaproponowane, jest do zrobienia i nawet może się udać pod warunkiem gładkiej ścieżki wzrostu PKB. Wzrost płacy minimalnej jest bardzo duży, ale rozłożony na pięć lat. To jest taki pełzający szok. Inflacja trochę wzrośnie, inwestycje w części firm spadną, w części wzrosną - podkreślił chcący zachować anonimowość ekonomista. - W sumie jest to do zrobienia, ale na dużym ryzyku. Takie ryzyko może podejmować tylko ktoś, kogo nie dotkną skutki jego materializacji - dodał. Radykalne zmniejszenie zatrudnienia? Według ostatnich danych w lipcu 2019 r. dochody z podatku VAT były wyższe o 6,8 proc. (ok. 6,7 mld zł) niż rok wcześniej, z podatku PIT były wyższe o 13,1 proc. (4,2 mld zł), a z podatku CIT były wyższe o 19,9 proc. (4,1 mld zł). Ekonomiści mBanku wskazują, że od kilku lat firmy muszą działać w środowisku rosnących kosztów i zwiększać automatyzację. - Ten proces w Polsce już kilka lat trwa. (...) Przedsiębiorcy uznali ciasny rynek pracy za stały element krajobrazu i zaczęli inwestować. W wielu branżach (np. handlu) jest już wiele gotowych technologii, które mogą radykalnie zmniejszyć zatrudnienie - zauważyli na Twitterze. - Historia ostatnich lat (i płacz, że rosnąca płaca minimalna rozwali gospodarkę) pokazuje jednak, że obawy te się po prostu nie sprawdzały - dodali. Ich zdaniem dowodem na to był wzrost PKB i zatrudnienia. "Nie przesądzałbym, że zakończy się katastrofą" Inny z ekonomistów podkreśla, że w obliczu niskiej robotyzacji "program PiS ją przyspieszy, co będzie oznaczać mniejsze zatrudnienie w tych firmach, w których będzie ona niezbędna dla przetrwania szoku płacy minimalnej, likwidacji ograniczenia składek ZUS oraz wprowadzenia PPK". - Ale jeśli wzrost gospodarczy tąpnie na skutek globalnego szoku, to ta mieszanka zaproponowana przez PiS będzie czynnikiem pogłębiającym spadek inwestycji przedsiębiorstw. PiS podejmuje więc duże ryzyko, będzie musiał to zaakceptować albo próbować ulżyć przedsiębiorcom w takiej trudnej sytuacji, wycofując się z części obietnic - podkreśla jeden z ekonomistów. Jeśli będzie silne tąpnięcie gospodarcze, to NBP może je trochę złagodzić, ale tylko złagodzić. - To wszystko to jest w sumie bardzo ciekawy eksperyment. Nie przesądzałbym, że zakończy się katastrofą, ale jej ryzyko rośnie. Podwyżka płacy minimalnej o blisko 80 proc. pociągnie w górę całą siatkę płac. Nawet w firmach robotyzujących się będzie to niekorzystne dla klimatu inwestycyjnego na krótką metę - kończy ekonomista. Polska na drugim miejscu - Pamiętajmy, że u nas wzrost wynagrodzeń był wolniejszy niż w Czechach, czy na Słowacji w ostatnich kilku latach. Ale faktycznie, konkurencyjność na bazie płac definitywnie przestanie być naszą specjalnością - napisał na Twitterze Piotr Arak, dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego. - Zobaczymy, czy zmiany w płacy minimalnej przyspieszą dynamikę płac, bo pamiętajmy, że napływ cudzoziemców do Polski był czynnikiem hamującym zbyt szybki wzrost płac - dodał. Rząd, prezentując założenia projektu budżetu na 2020 rok, podkreślał, że liczy na dalszy wzrost wpływów z VAT i CIT, dzięki którym może finansować kolejne projekty społeczne. Warto też przypomnieć, że luka VAT w Polsce spadła w 2017 r. do 13,7 proc. potencjalnych wpływów, a pod względem tempa spadku Polska zajęła drugie miejsce w Europie. Kluczowe pytanie dotyczy więc możliwości dalszego ograniczania luki. Paweł Czuryło