Marcin Bochenek długo nie chciał przyznać, że odbył w maju kilkudniową podróż do Ameryki Południowej. W końcu stwierdził, że był tam jedynie 20-30 godzin, a wydelegował go sam szef TVP Andrzej Urbański. Bochenek zapewnił też, że wizyta nie miała żadnego wpływu na jego ocenę późniejszej oferty Astry dla telewizji. - To był normalny wyjazd służbowy. Na miejscu byli przedstawiciele stacji z całego świata - wtóruje mu inny uczestnik eskapady Piotr Dmochowski-Lipski. - I jak wydarzenie z maja może mieć wpływ na to, co się dzieje w październiku? - dziwił się. Dmochowski-Lipski został niedawno zwolniony ze stanowiska dyrektora biura finansów i restrukturyzacji TVP. To właśnie jego biuro jako jedyne pozytywnie zaopiniowało kontrowersyjny projekt - przypomina "Newsweek". O zamieszaniu wokół propozycji Astry tygodnik pisał w listopadzie. Ujawnił, że tuż po wyborach dwaj wiceprezesi publicznej telewizji, w tym Bochenek, próbowali uzyskać zgodę zarządu na rozpoczęcie szczegółowych negocjacji z luksemburską spółką. Nie udało się, bo okoniem stanął prezes Urbański. Wykonane na jego zlecenie ekspertyzy wykazały, że umowa na warunkach proponowanych przez Astrę byłaby niezgodna z prawem i niekorzystna dla TVP. Astra współpracuje z Telewizją Polską od dwóch lat, wynajmując jej miejsca na satelitach. Dlatego Krzysztof Surgowt, prezes polskiego oddziału SES Astra, nie widzi niczego dziwnego w tym, że jego firma gościła przedstawicieli TVP na kosmodromie w Gujanie. - Każdy operator satelitarny zaprasza ważnych klientów i partnerów na starty rakiet wynoszących satelity na orbitę. To niebywałe widowisko - mówi. - Prezes Urbański też bardzo chciał tam być, dwukrotnie deklarował, że poleci, ale w końcu zrezygnował - dodaje Surgowt. Szef TVP okazał się bardziej przewidujący niż podwładni.