Szef Ministerstwa Obrony Narodowej - jak wyjaśniał Edmund Klich - chciał, by koncentrować się tylko na tym, dlaczego Rosjanie nie zamknęli smoleńskiego lotniska. Według niego minister wywierał na niego wpływ w pierwszych dniach po katastrofie. - Za wszelką cenę nie chciałem dopuścić do tego, żeby Rosjanie odnieśli wrażenie, że my przyjechaliśmy tam po to, żeby wsadzić ten wypadek na ich ramiona. Żeby przyczyn szukać tylko u nich, a takie tendencje były - mówił. - To jakiś nonsens. Mogę powiedzieć tylko, że płk Klich, jako upoważniony przeze mnie akredytowany i przewodniczący komisji, miał pełną swobodę podejmowania działań. Będąc w Smoleńsku mógł dowolnie badać - i badał - wszystkie wątki tej katastrofy - ripostuje minister obrony Bogdan Klich. - Przekonywałem go tylko - o czym mówiłem publicznie i co było cytowane przez media - by współpracował z polską prokuraturą dla dobra śledztwa, a konkretnie, by zgodził się udostępnić prokuratorom swojego meteorologa. Wyrażałem zdziwienie, że płk Klich nie chciał tego zrobić, co utrudniało postępowanie naszych prokuratorów w pierwszych dniach - powiedział minister. - Dowodem na to, że miał pełną swobodę działania, jest to, że z własnej woli uzyskał nagrania rozmów z wieży kontrolnej, o czym wielokrotnie mówił później z dumą w licznych wywiadach - skomentował szef MON. Edmund Klich był polskim akredytowanym przedstawicielem przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym Federacji Rosyjskiej (MAK), początkowo był także szefem komisji badającej katastrofę smoleńską, potem zastąpił go szef MSWiA Jerzy Miller. W opublikowanym w styczniu raporcie MAK za główne przyczyny katastrofy uznał niewłaściwe przygotowanie załogi polskiego Tu-154M i podatność kapitana samolotu na naciski. Strona polska zgłosiła do rosyjskiego raportu szereg zastrzeżeń, dotyczyły one m.in. nieuwzględnienia stanu technicznego lotniska w Smoleńsku.