- Tych zapisów nie ma - powiedział w TVN24 Klich, który jest akredytowany przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym, wyjaśniającym przyczyny katastrofy po stronie rosyjskiej. Podkreślił, że wnioskował o przekazanie samych taśm, aby móc odczytać je w laboratoriach. - Nie dostaliśmy odpowiedzi na ten temat - podkreślił. Pytany, czy Rosjanie chcą w ten sposób coś ukryć, powiedział: - Nie chcę takich wniosków wyciągać. Fakty są takie, że danych tych nie otrzymaliśmy. Podkreślił, że dzięki zapisowi z radarów można by "bardzo precyzyjnie określić sposób działania kontroli lotów". W ocenie Klicha, gdyby na pokładzie TU-154 znajdował się rosyjski nawigator, to "byłby na tyle świadomy zagrożenia, że nie dałby się zabić, już nie mówiąc o tym, że nie dopuściłby do tej katastrofy". Według Klicha to Polska zrezygnowała z nawigatora. Na pytanie, czy wniosek w tej sprawie wyszedł z 36. Pułku Lotnictwa Transportowego (zapewnia on przeloty osób pełniących najwyższe funkcje w państwie - red.), powiedział: - Tak wyszedł, z zawiadomieniem, że załoga zna język rosyjski - powiedział. Klich podkreślił, że w lotnictwie cywilnym znajomość języka obcego załogi jest certyfikowana, natomiast w wojskowym nie. - Tutaj mówi się, że znał Protasiuk (chodzi o kapitana tego lotu Arkadiusza Protasiuka - red.) język rosyjski, ale na jakim poziomie? Nie słyszałem o żadnym dokumencie, o żadnym egzaminie, określonym poziomie znajomości - mówił Klich. Dodał, że certyfikatu poświadczającego znajomość języka rosyjskiego przez członków załogi strona polska nie przekazała także po katastrofie samolotu prezydenckiego. Odnosząc się do zarzutu Klicha dot. rosyjskiego nawigatora, rzecznik MON Janusz Sejmej powiedział, że od ok. 2009 r. Rosjanie nie przysyłali nawigatorów lotu, mimo wnioskowania strony polskiej. Poinformował, że także w przypadku lotu TU-154M z 10 kwietnia taki wniosek został wysłany do Rosjan. Został on zawarty w piśmie określającym zasady i szczegóły lotu. - Gdybyśmy z obecności rosyjskiego nawigatora nie zrezygnowali, do wizyty by po prostu nie doszło - wyjaśnił Sejmej. Wiceminister spraw zagranicznych Jacek Najder mówił w czerwcu, że 18 kwietnia 36. pułk zwrócił się do polskiej ambasady wyrażając zapotrzebowanie na udział rosyjskiego nawigatora w locie do Smoleńska. 24 marca - jak mówił - ta prośba została przekazana stronie rosyjskiej, zaś 31 marca szefowie służby ruchu lotniczego z polskiej strony w oficjalnym piśmie wycofali się z tej prośby. Szef MSZ Radosław Sikorski mówił wtedy, że strona polska zrezygnowała z rosyjskiego nawigatora na lot do Smoleńska, gdyż strona rosyjska "nie chciała czy nie mogła" go udostępnić. Według TVN24, prokuratura rozważa postawienie zarzutów dwóm osobom, odpowiedzialnym za organizację lotu z 10 kwietnia.