Sprawą zajęto się po publikacji w październiku w "Gazecie Wyborczej" tekstu "Dziurawa sieć IV RP na polityków lewicy". Jak w nim napisano, w trakcie toczącego się przed sądem we Wrocławiu procesu szefa fundacji Jolanty Kwaśniewskiej "Porozumienie bez barier" Andrzeja Kratiuka i innych oskarżonych o nieprawidłowości finansowe wyszło na jaw, że katowicka prokuratura badała konta, majątki i przepływy finansowe około tysiąca znanych i wysoko postawionych osób kojarzonych m.in. z lewicą. Według gazety specgrupa na polecenie katowickiego prokuratora Jacka Więckowskiego przejrzała 250 prywatnych rachunków bankowych, sprawdzono prawie 1000 osób. Efektem tych działań - podała "Gazeta" - jest jeden proces, w którym oskarżony jest m.in. Kratiuk. Szef sejmowej komisji Ryszard Kalisz mówił w środę podczas posiedzenia komisji, że na liście znaleźli się m.in. trzej byli premierzy: Józef Oleksy, Włodzimierz Cimoszewicz i Marek Belka, były minister Wiesław Kaczmarek, a także osoby kojarzone z PO: współzałożyciel tej partii Andrzej Olechowski i były wiceminister finansów Stanisław Gomułka. Na środowym posiedzeniu komisji szefowa Prokuratury Apelacyjnej z Katowic Ilona Palka oświadczyła, że nie wie nic o "liście tysiąca osób publicznych". Była zdziwiona, gdy również obecny na tym posiedzeniu Kratiuk pokazał kserokopię zarządzenia prokuratury z jej własnym podpisem. Na mocy tego pisma lista - będąca wcześniej w aktach podręcznych prokuratora Więckowskiego - została przesłana do akt sądowych. "Ja tego faktu nie pamiętam" - zapewniła Palka, ale nie kwestionowała autentyczności swego podpisu i przyznała, że mogła go złożyć. Jak wyjaśniła, cała sprawa wzięła się z wyjaśnień lobbysty Marka Dochnala, składanych w jego śledztwie prowadzonym w Łodzi. Po tekstach Doroty Kani (wówczas z "Życia Warszawy") jesienią 2005 r. wielowątkowa sprawa, w której występowali m.in. Dochnal i okrzyknięty w mediach mianem "kasjera lewicy" Peter V., trafiła z prokuratury w Łodzi do Katowic. Tam wszczęto nowe postępowania m.in. w sprawie rzekomej korupcji i nieprawidłowości przy prywatyzacji polskich hut, Rafinerii Gdańskiej, Cementowni Ożarów i Browarów Tyskich. Jak powiedziała prok. Palka, w całej sprawie sporządzono kilka aktów oskarżenia i zapadł już jeden nieprawomocny wyrok skazujący - Sąd Rejonowy w Pabianicach uznał winę Dochnala i jego współpracownika. Szefowa katowickiej prokuratury oświadczyła, że nie wie, jakie powody sprawiły, iż w 2005 r. ówczesne kierownictwo prokuratury (na jej czele stał wtedy Zbigniew Ziobro) przeniosło sprawę z Łodzi do Katowic. Przypomniała, że po październikowej publikacji "GW" zarządziła sprawdzenie, czy doszło do nieprawidłowości w śledztwach prowadzonych przez prok. Więckowskiego. Podkreśliła zarazem, że sprawdzanie przepływów między kontami bankowymi to standardowe działanie w sprawach o pranie brudnych pieniędzy. O "liście tysiąca" nie wiedział też dyrektor CBŚ insp. Adam Maruszczak. - My działamy operacyjnie i procesowo, zbieramy i weryfikujemy informacje. I tak było tutaj - początkiem były słowa pana Marka D. - one dały bieg kolejnym czynnościom - zapewnił. Według jego słów obecnie w całym kraju działa 86 specgrup dochodzeniowo-śledczych powołanych do różnych spraw. - Przykro mi, że w naszym państwie przedstawiciele władzy nie wiedzą iż była taka lista i podlegała ona jakiejś "obróbce" - skomentowała Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska (SLD). Według wiceszefa komisji Jerzego Kozdronia (PO), "lista tysiąca" "to taka sieć zarzucona na polityków". - Jak to możliwe, że prokurator apelacyjny nie wie, iż wobec tysiąca osób uchyla się tajemnicę bankową, były podsłuchy. Czy prokuratora Więckowskiego zupełnie nikt nie nadzorował? - pytał. - Ja nie wiem, czemu ta lista służyła i w ogóle tego nie analizowałam. Prokuratorzy oświadczyli mi na piśmie, że nie przesłuchiwali panów Oleksego, Cimoszewicza, Kwaśniewskiego, Kaczmarka i Belki - zapewniała prok. Palka. - Jeśli prowadzi się takie działania, to chyba musi być jakiś sens? - dopytywał Kalisz. - Dobrze robili, złodziei wyłapać - zareagowała na to posłanka Iwona Arent (PiS). - Łatwo wzbudzić tanią sensację i oskarżać funkcjonariuszy - a jak się przyjrzeć bliżej, to okaże się, że nie ma tam nic poza ciężką pracą funkcjonariuszy dla naszego dobra - wtórował jej Mariusz Kamiński (PiS), b. szef CBA. Komisja zwróciła się do prokuratury i CBŚ o dodatkowe wyjaśnienia w sprawie. Mają być jej dostarczone do końca miesiąca.