Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego dokonała rewizji w mieszkaniach czterech osób, w tym dwóch członków komisji weryfikacyjnej WSI: Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka. Akcję w domu Bączka filmowali dziennikarze TVP. Według prokuratury, ekipa telewizji nie dostała jednak na to zgody. Dziennikarzom odebrano kamerę. Dziennikarze skarżyli się, że poddano ich upokarzającej rewizji osobistej oraz "obmacywano w miejscach intymnych". W doniesieniu skierowanym do Prokuratury Okręgowej w Warszawie Filip Rdesiński i Szymon Krawczyk zarzucili funkcjonariuszom ABW przekroczenie posiadanych uprawnień poprzez: dokonanie bezpodstawnego i bezprawnego zatrzymania narzędzi pracy w postaci kamery i nośnika magnetycznego oraz dokonanie bezpodstawnej i bezprawnej rewizji osobistej. Dziennikarze zarzucają też ABW "naruszenie nietykalności osobistej poprzez szarpanie, wyrywanie kamery i telefonu komórkowego, upokarzające obmacywanie w miejscach intymnych, groźby karalne z uzasadnionym podejrzeniem ich spełnienia, polegające na stwierdzeniu, iż w razie nie poddania się rewizji, zostanie ona dokonana siłą, włącznie z wykręcaniem rąk i stosowaniem innych form przemocy fizycznej". Reporterzy postawili ponadto ABW zarzut namawiania do popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy policji. Chodzi o to, że policjanci "na prośbę ABW" mieli "skonfiskować kamerę" oraz doprowadzić do opuszczenia przez ekipę TVP terenu posesji. Ponadto - jak napisano w doniesieniu - funkcjonariusze ABW dopuścili się naruszenia swobody wykonywania zawodu dziennikarza, uniemożliwiając reporterom TVP wykonywanie obowiązków służbowych oraz odmawiając podania takich informacji jak: nazwisko prokuratora, który wydał decyzję zezwalającą na rewizję i zatrzymanie sprzętu, funkcji i nr legitymacji służbowej funkcjonariuszy ABW. ABW oświadczyła, że jej działania wobec dziennikarzy były zgodne z prawem. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski komentując zajście tłumaczył, że przepisy Kodeksu postępowania karnego dopuszczają filmowanie czynności śledczych tylko za zgodą organu, który śledztwo prowadzi. Minister spraw wewnętrznych i administracji Grzegorz Schetyna podkreślił zaś, że dziennikarze łamiąc prawo musieli liczyć się z konsekwencjami. Dziennikarze nie chcieli się podporządkować funkcjonariuszom ABW wykonującym czynności, którzy mają ustawowe prawo takie polecenia wydawać - oświadczył w czwartek wiceszef ABW ppłk Paweł Białek. Pytany przez dziennikarkę "Misji specjalnej" TVP, czemu nie ogrodzono terenu operacji ABW, Białek odparł, że funkcjonariusze działający na polecenie prokuratury starają się działać dyskretnie i z poszanowaniem godności człowieka. - Dziennikarze mimo kilkukrotnych próśb funkcjonariuszy ABW nie opuścili miejsca, w którym przebywali - a takie jest uprawnienie Agencji - dodał przyznając, że funkcjonariusze byli "zaskoczeni taką akcją TVP i tym, że dziennikarze nie podporządkowali się poleceniom". - Państwo próbowaliście wejść do mieszkania pana Bączka przez balkon, przez okno. Nawet żona pana Bączka prosiła o opuszczenie przez was tego miejsca - zwrócił się Białek do dziennikarki TVP. Wcześniej przedstawiciele prokuratury podkreślili, że nagrywanie czynności procesowych bez zgody prowadzących jest wystarczającą podstawą do zarekwirowania sprzętu rejestrującego. Białek dodał, że sprawa dotyczy podejrzenia wycieku informacji niejawnych - dlatego zabezpieczony sprzęt dziennikarski, w tym ich pendrive'y, będą przeanalizowane pod kątem zarejestrowania na nich takich materiałów.