Podczas pracy z żywnością istnieje szczególne ryzyko przekazania choroby zakaźnej. Dlatego bardzo ważne jest posiadanie oświadczenia o braku ryzyka przeniesienia takiej choroby. By otrzymać taki dokument, osoba zainteresowana musi być przebadana przez lekarza podstawowej opieki zdrowotnej lub medycyny pracy - pisze na łamach "Dziennika Polskiego" Zbigniew Bartuś. Ponadto, należy wykonać badania kału, aby wykluczyć zakażenie rozmaitymi bakteriami: Salmonellą czy pałeczkami Shigella, duru brzusznego albo durów rzekomych. Badanie jest czasochłonne, próbki trzeba przynosić codziennie przez trzy dni. Potem, jak mówił "Dziennikowi Polskiemu" Jacek Żak z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemologicznej w Krakowie, "lekarz wydaje orzeczenie o braku przeciwwskazań albo czasowym lub trwałym przeciwwskazaniu do wykonywania prac lub odbywania nauki". Wszyscy pracownicy branży gastronomicznej, podobnie jak uczniowie szkół, muszą posiadać ważne orzeczenie. Obowiązkiem pracodawcy jest przechowywanie takiego oświadczenia. Mimo to niektórzy właściciele sklepów, barów i restauracji - prawdopodobnie z niewiedzy - wciąż żądają od pracowników tzw. "książeczek", choć te przestały być dokumentem uprawniającym do czegokolwiek już 1 stycznia 2013 r. Co więcej, śledztwo dziennikarskie przeprowadzone przez TVN i TTV wykazało, że na podstawie nieważnych książeczek niektórzy lekarze wydawali orzeczenia sanitarno-epidemologiczne. Fałszywa książeczka sanepidowska kosztuje kilkadziesiąt złotych, dostępna jest "od zaraz". Pracownicy lokali gastronomicznych twierdzą w rozmowie z "Dziennikiem Polskim", że nawet co druga książeczka może być sfałszowana. A zatem - nie wiadomo, ilu pracowników lokali gastronomicznych jest faktycznie zdrowych. Niektórzy mogą być przecież nosicielami groźnych zarazków. Przypadki handlu książeczkami bywają kierowane do prokuratury. W ciągu ostatnich lat stało się to kilkanaście razy. Lekarze, których wpisy znaleziono w książeczkach, twierdzą, że nie mają z procederem nic wspólnego, a pieczątki i podpisy zostały wyłudzone. Za preparowanie dokumentów i posługiwanie się nimi grozi kara do 5 lat więzienia. Więcej w "Dzienniku Polskim"