W praktyce sąd ten stał się jednak maszynką do zarabiania pieniędzy dla firm windykacyjnych, które wykorzystując jego błędy, zaczęły ściągać nawet nieistniejące długi - pisze "Dziennik Polski".Okazuje się, że aby złożyć przeciwko komuś pozew w e-sądzie, wystarczy w kilku zdaniach napisać, że dana osoba winna jest nam pieniądze. Nie trzeba, a nawet nie można, załączyć żadnych dowodów, bo system informatyczny e-sądu tego nie przewiduje. "E-sąd nie bada dowodów. Dlatego firmy windykacyjne od początku jego działania skupowały długi i za jego pomocą masowo dochodziły wierzytelności. Nierzadko w ten sposób upominały się o zadłużenia przedawnione, a nawet takie, których nigdy nie było" - mówi Maciej Strączyński, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia. Zdarzało się również, że windykator nawet kilkakrotnie żądał spłaty tego samego długu od jednego dłużnika. Do tej pory do e-sądów wpłynęło ponad 7 mln wniosków, a w ponad 6,5 mln spraw wydano nakaz zapłaty. Według prawników nawet setek tysięcy nakazów w ogóle nie powinno być.