"Dziennik" przypomina, że w poniedziałek "Rzeczpospolita" poinformowała, że "Anna Cugier-Kotka w piątek została "brutalnie pobita" przez kilku nieznanych sprawców, którzy ją skopali. Wylądowała w szpitalu, została poddana obdukcji. Okazało się jednak, że ten opis niewiele ma wspólnego z prawdą. W TVN24 roztrzęsiona aktorka opowiedziała własną wersję". "Z relacją "Rz" pokrywa się jedynie sam fakt napadu" - czytamy w artykule Mikołaja Wójcika, i Roberta Zielińskiego - "W sprawie jest znacznie więcej znaków zapytania". " W poniedziałek po południu aktorka nagrywała wywiad dla "Faktów" TVN. Po nim jeszcze przez kilkadziesiąt minut rozmawiała poza kamerą z reporterem Tomaszem Sianeckim. "Odwieźliśmy ją do domu. Mówiła o groźbach, o internecie, ale słowem nie wspomniała o tym incydencie" - opowiada nam dziennikarz. Dlaczego, skoro utrzymuje, że jest nim do dziś wstrząśnięta? Dlaczego wówczas nie płakała przed kamerą?" - zastanawiają się autorzy artykułu. "Dziennik" wspomina też o innych wątpliwościach. Wersja zdarzenia podana przez aktorkę w TVN 24 i innym dziennikarzom różni się od tego, co Cugier-Kotka powiedziała w sobotę policji. "Anna Cugier-Kotka opowiadała w TVN24, że zdarzenie miało miejsce w sobotę około 8-9 rano. Zaatakowało ją trzech napastników. Wyzywali ją, a potem zaczęli szarpać i kopać. "Krzyczeli: >>Możesz mnie w d... pocałować, sprzedajna dziwko PiS-u. Jak występujesz w telewizji publicznej, to masz mówić prawdę