"Odpowiedzialność za ten stan ponoszą głównie gminy, które finansują OSP. Niektóre samorządy nie wiedzą nawet, że mają na swoim terenie ratowników. Inne strażaków ochotników nie kontrolują" - donosi dziennik na podstawie raportu, do którego dotarł jako pierwszy. Gazeta zwraca uwagę na efekty takiej sytuacji. "Jednostki OSP w gminie Gołańcz dostały pieniądze na kupno samochodów ratowniczo-gaśniczych, chociaż nie miały w swojej załodze ratowników. Ci zdobyli uprawnienia dopiero dwa lata później, a kierowca - rok po kupnie samochodu. Z kolei gmina Goraj (woj. lubelskie) finansowała dwie jednostki OSP, choć wszyscy jej członkowie nie chcieli wziąć udziału w badaniach i szkoleniach pożarniczych. W garażach natomiast bezczynnie stały samochody strażackie i sprzęt ratowniczo-gaśniczy" - czytamy. "Strażacy ochotnicy mogą nawet szkodzić" Z raportu izby wynika, że "strażacy ochotnicy mogą nawet szkodzić". "Zwłaszcza gdy pochodzą z jednostek, które nie należą do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego i nie współpracują z PSP. I choć - jak zaznacza NIK - w akcjach ratunkowych brali udział sporadycznie, to z powodu braku odpowiedniego sprzętu czy szkoleń często stwarzali niebezpieczeństwo dla siebie samych. Rosło również ryzyko niepowodzenia prowadzonych działań" - czytamy w "DGP" Zdaniem NIK to patologie, których w systemie nie powinno być. Rzecznik komendanta głównego PSP Paweł Frątczak uspokaja. "Sieć jednostek PSP i OSP z odpowiednim wyposażeniem, przeszkoloną i ubezpieczoną załogą daje gwarancję skuteczności działania w każdym powiecie" - stwierdził.