Akcja, którą zapowiedziało Małopolskie OZZL, ma polegać na tym, że wielu lekarzy nie przyjdzie w środę do pracy. Okręgowa Rada Lekarska w Krakowie poparła protest, ale nie zgadza się z jego formą; zaapelowała, by poparcie akcji nie kolidowało z obowiązkami wobec pacjenta. "Niezależnie od tego, że można się oczywiście różnić w różnych sprawach, można nawet czasem protestować, jeśli sprawa ma jakieś naprawdę istotne znaczenie i nie widać woli do porozumienia - chociaż ja uważam, że tutaj w ogóle takiej sytuacji nie ma - ale na pewno jednego nie wolno robić w służbie zdrowia, tzn. igrać zdrowiem i życiem pacjentów" - powiedział szef resortu zdrowia, który w środę był gościem TVP1. Jak dodał, w tej sprawie środowisko medyczne "na szczęście jest podzielone i nieodpowiedzialni ludzie, którzy wzywają do łamania zasad etyki lekarskiej i łamania prawa", jego zdaniem, są w zdecydowanej mniejszości. "Mam nadzieję, że tutaj nic złego się nie wydarzy" - dodał Radziwiłł. Stanowczy komunikat resortu W środę resort zdrowia wydał komunikat, w którym podkreślił, że bezpieczeństwo zdrowotne obywateli jest priorytetem - bez względu na protesty. Przypomniał, że zgodnie z ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych osoby pracujące na stanowiskach, na których zaniechanie pracy zagraża życiu i zdrowiu ludzi lub bezpieczeństwu państwa, nie mogą przestać pracować w wyniku akcji strajkowych; protesty tych osób nie mogą przybrać formy, która zagrażałaby bezpieczeństwu zdrowotnemu obywateli. "W związku z tym lekarze mają prawo do strajku, ale nie może on zagrażać życiu lub zdrowiu pacjentów. Dotyczy to nie tylko lekarzy, pielęgniarek, położnych i ratowników medycznych, lecz także osób, które kierują protestem" - podkreślono w komunikacie MZ. Przypomniano jednocześnie, że w obronie swoich praw i interesów pracownicy - również ci, którzy nie mają prawa do strajku - mogą stosować inne formy protestu, takie, które nie zagrażają życiu ani zdrowiu ludzi, nie wymagają przerywania pracy i są zgodne z prawem. W komunikacie wskazano, że zgodnie z Kodeksem etyki lekarskiej lekarz, który uczestniczy w zorganizowanej formie protestu, nadal ma obowiązek udzielania pomocy lekarskiej (jeśli nieudzielenie tej pomocy może narazić pacjenta na utratę życia lub pogorszenie stanu zdrowia). "Uczestnictwo lekarza w strajku lub w innej formie protestu nie zwalnia go z obowiązku udzielenia pomocy ani nie usprawiedliwia - jeśli nie udzieli pomocy medycznej w sytuacji, gdy jest to konieczne" - podkreślił resort. Dodał, że również placówki ochrony zdrowia nie mogą naruszać prawa pacjentów do natychmiastowego udzielenia świadczeń zdrowotnych. Jeśli personel składa wnioski o urlop na żądanie, kierownik placówki musi zapewnić ciągłość funkcjonowania i prawidłową organizację pracy. W komunikacie przypomniano też, że zmiany w harmonogramie dotyczącym dostępności miejsca udzielania świadczeń opieki zdrowotnej muszą być zgłaszane dyrektorowi oddziału wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia. Protest głodowy rezydentów Minister, odnosząc się do postulatów protestujących od 2 października medyków, którzy chcą m.in. wzrostu finansowania ochrony zdrowia do poziomu 6,8 proc w ciągu 3 lat, powiedział, że "pojawiają się ludzie, którzy mówią, że 6 czy 7 proc. to za mało, że powinno być 9, że są kraje gdzie, jest 12 proc., że to trzeba zrobić już od jutra. Koncert życzeń to nie jest domena działań rządu". "Nie da się tego zrobić w 1 dzień czy nawet w 3 lata, tak jak niektórzy mówią, bo po prostu trzeba by zrujnować finansowanie innych potrzeb państwa" - dodał minister. Podkreślił, że wtorkowa decyzja rządu w sprawie zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB w 2025 r. jest "dobrą wiadomością". Zgodnie z przyjętym projektem, w 2018 r. na ochronę zdrowia będzie przeznaczone 4,67 proc. PKB; a rok później 4,86 proc. Nakłady na ten cel będą wzrastać także w kolejnych latach: w 2020 r. - 5,03 proc, w 2021 r. - 5,22 proc., w 2022 r. 5,41 proc., w 2023 r. - 5,6 proc., a w 2024 - 5,8 proc. Docelowy poziom finansowania, czyli 6 proc. PKB, miałby zostać osiągnięty w 2025 r. Radziwiłł pytany o możliwą dymisję i o to, że od miesięcy znajduje się "na giełdzie nazwisk ministrów do ewentualnej wymiany", powiedział, że "każdy minister zdrowia jest w takim miejscu, bez względu na jego działania oczekiwania są ogromne, możliwości ograniczone i to zderzenie zawsze powoduje to, że to jest bardzo trudny resort". "Myślę, że idzie nam dobrze i również sądzę, że wiele osób to docenia i zauważa natomiast tak jak mówię oczekiwania są praktycznie nieograniczone i pewnie nigdy nie osiągniemy w tym resorcie takiego stanu zadowolenia z tego, co jest zresztą charakterystyczne dla całego świata. Wiele krajów na świecie, również te najbardziej rozwinięte nieustannie reformują służbę zdrowia, zmieniają ją w stosunku do zmieniających się potrzeb, no i tu też to robimy" - dodał.