Posłów PiS oficjalnie dopadła troska o prawdę i merytoryczność obrad komisji, a także wiara w trwałość układu zaproponowanego przez marszałka Sejmu. Komorowski obiecał, że Czuma przez 60 dni będzie zachowywał się kulturalnie, jeśli posłowie opozycji nie będą składać wniosków personalnych. Nieoficjalnie Czuma zapunktował zapowiedzią wyłamania się z dyscypliny podczas głosowania w sprawie Beaty Kempy i Zbigniewa Wassermanna. Poza tym - choć głośno się o tym nie mówi - nikt tak skutecznie nie kompromituje Platformy jak były minister sprawiedliwości, więc jego odwołanie byłoby dla PiS niepożądane. Czuma zapewniał dziś, że się poprawi i będzie lepszy. Nawet posłanka Marzena Wróbel z sejmowej komisji naciskowej doceniała starania przewodniczącego. - Muszę powiedzieć, że wczoraj byłam pod wrażeniem tego, w jaki sposób prowadził pan obrady komisji - mówiła. Wcześniej Czuma przed kamerami i mikrofonami mediów rozważał, czy poszczególni członkowie i doradcy komisji nie cierpią na dolegliwości psychiczne. Tego też dotyczył wniosek posła Matyjaszczyka. Uważa on, że Czuma obraził doradców komisji, wobec czego może nie być bezstronny, a to z kolei dyskwalifikuje go jako przewodniczącego. Podczas wcześniejszych posiedzeń komisja odrzuciła poprzednie wnioski Matyjaszczyka i posłów PiS o odwołanie Czumy. Wówczas argumentowano, że nie może w niej zasiadać, ponieważ był ministrem sprawiedliwości, prokuratorem generalnym i mógł mieć wpływ na śledztwa prokuratorskie, które dotyczą spraw badanych przez komisję. Komisja bada, czy nie doszło do nielegalnego wywierania wpływu przez członków rządu, funkcjonariuszy służb, prokuratorów w okresie od 31 października 2005 roku do 16 listopada 2007.