Konrad Piasecki: Komendant główny policji Marek Działoszyński. Panie generale, jest pan dumny z działań policji ws. Magdy z Sosnowca? Marek Działoszyński: - Jestem zadowolony z działań policji, myślę, że policjanci wykonujący w tej sprawie czynności wytrzymali całą presję sytuacji: presję mediów, presję publicznych wystąpień... ...choć zarazem trudno powiedzieć, żeby szybko, sprawnie i bez niczyjej pomocy rozwiązali zagadkę. - Myśmy od początku prosili o pomoc wszystkich, którzy mogli się przyczynić do odnalezienia żywego dziecka. I dzisiaj jesteście wdzięczni detektywowi Rutkowskiemu za pomoc, jaką okazał również policji? - W obszarze udzielania pomocy przez pana Rutkowskiego jakby stanowisko jest rozdwojone. Dziękujemy za to, że wykazał się aktywnością i chciał pomóc. Natomiast sposób, w jaki prezentował później efekty swojej pracy, jest moim zdaniem nieetyczny. On dziś mówi: gdyby nie ja, policja nie dałaby tej sprawie rady. - To jego pogląd, my twierdzimy, że spokojnie doszlibyśmy do tych ustaleń. Jak szybko, albo raczej jak wolno? - Wie pan, szybkość była potrzebna wtedy, kiedy szukaliśmy żywego dziecka. W momencie kiedy mówimy o nieszczęśliwym wypadku i zwłokach, które matka ukryła z niewiadomych nam do dzisiaj powodów i trudnych do wyjaśnienia, ta szybkość wcale już taka istotna nie była. Tylko że wtedy, w czwartkowy wieczór, kiedy matka powiedziała to Rutkowskiemu, nie wiedzieliście, czy to dziecko żyje, czy nie. - Nie, nie wiedzieliśmy, ale uprawdopodobniło to... ...być może ta szybkość jeszcze była potrzebna? Czy, mogła być potrzebna? - Tak, do momentu, kiedy nie mieliśmy zwłok, cały czas wersja porwania i poszukiwania tego dziecka, była przez policję także realizowana. Panie generale, powie pan dzisiaj, że policja nie popełniła w tej sprawie żadnych błędów i zadziałała tak szybko, tak sprawnie, tak profesjonalnie jak było to możliwe? - Tak, powiem, że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, żeby to dziecko odnaleźć. Odnaleźć żywe. Natomiast sytuacja... ...odpuściliście sobie, kolokwialnie mówiąc, sytuację taką, jaka się okazała prawdziwa. Nie dopuszczaliście do siebie innych wersji, tak bardzo skupiliście się na wersji porwania. - Nie, realizowaliśmy równolegle siedem wersji śledczych w tej sprawie. To były wersje związane z porwaniem, z wypadkiem właśnie, która dzisiaj chyba najbardziej się uprawdopodabnia. Wiemy już dzisiaj, jaki jest wstępny wynik sekcji zwłok. To, że przyznanie się matki, to jej zwierzenie, przyniósł wam na tacy detektyw, w dodatku bez koncesji, nie psuje pańskich ocen działań policji? - Nie mówimy o detektywie, tylko o osobie, która zgłosiła się do rodziny, żeby pomóc w poszukiwaniu dziecka. Rutkowski nie jest detektywem? Może samozwańczym, ale jest. - Nie jest. Nie ma koncesji. Gdyby był detektywem, to powinien takie ustalenia przynieść albo prokuraturze, albo policji, a nie robić z tego medialnego show. Uważa pan, że ten show to złamanie zasad etyki czy również zasad prawa? - Także zasad pracy detektywa, którym mieni się być pan Rutkowski. Ale w tym przypadku mamy również do czynienia ze złamaniem prawa wedle ocen policji? - To będzie robić prokuratura. Prokuratura bada ten wątek, wyłączyła go ze śledztwa. Panie generale, od kiedy policja podejrzewała matkę o to, że kłamie? - Już od pierwszych czynności, które były z panią Katarzyną wykonane. Już po zgłoszeniu się jej do szpitala i wstępnej obdukcji przez lekarza we wstępnej opinii lekarskiej pojawiły się informacje, że to nie są obrażenia, które mogły skutkować utratą przytomności i takim zachowaniem późniejszym tej pani, które nastąpiło na oczach policjantów. A sprawdziliście w systemie logowania telefonów komórkowych, jaką ona trasę pokonała tego dnia? - To jest pewna kuchnia, o której właściwie nie powinien mówić. Proszę mi wierzyć, że policjanci wykonywali wszystkie możliwe do wykonania czynności, także w obszarze technicznym. Pytam, bo w ramach tej kuchni mówi się, że ona nie miałaby czasu na tak szybkie przejście od mieszkania do miejsca, gdzie, jak wtedy twierdziła, zostało porwane dziecko. - No oczywiście, że tak. Gdyby przyjmować jednak, że ona była prawdomówna od momentu, kiedy mówi o tym, że wyszła z domu i później pojawia się na miejscu, z którego zabiera ją pogotowie. Miała na to za mało czasu czy za dużo? - Miała na to za dużo czasu. Za dużo? No właśnie. Gdzieś jest ten czas, który potrzebny był jej na ukrycie zwłok. Rozumiem, że jest taki czas. Nie możemy zakładać, że wspólnie z nią działała jakaś inna osoba? - Nie chciałbym o tym mówić. To są ustalenia śledztwa. Myślę, że prokuratura wspólnie z grupą powołaną do tego to wyjaśnią. Dajmy jeszcze trochę czasu. Proszę zauważyć, że w tej sprawie pojawiło się na tyle dużo spekulacji, że robimy trochę szumu informacyjnego. To nie spekulujmy. Zapytajmy: dlaczego matki nie przebadano na wariografie? Dlaczego policja tego nie zrobiła? - Pierwsze czynności o charakterze procesowym, które były wykonywane w tej sprawie, były zastrzeżone dla prokuratury. Prokuratura nie zgodziła się na to, czy prokuratura tego nie zaproponowała? - Proszę pytać prokuraturę. Takie sugestie z naszej strony były, ale proszę też zauważyć, że trudno tutaj mówić o jakimś działaniu, które dałoby się kwestionować. Mamy do czynienia jednak z wielkim nieszczęściem. Do policji, organów ścigania trafia osoba, która płacze, która jest emocjonalnie rozchwiana. Prokuratura dobiera sobie do przesłuchania psychologa, który ocenia przesłuchanie i relację matki jako wiarygodne. A psycholog policyjny był innego zdania? - Psycholog policyjny, który już zapoznawał się z materiałem po tym przesłuchaniu w prokuraturze, a który dysponował też pewnymi ustaleniami od policjantów, stwierdził, że ma wątpliwości co do prawdomówności matki. I to jakby ukierunkowało także nasze dalsze czynności. A dlaczego wtedy policja nie zachowała się jak Rutkowski, dlaczego nie skłoniła rodziny do tego, żeby wpuściła policjantów, negocjatorów, psychologów do mieszkania. Przecież policja, oczywiście nie ma do tego prawa, ale mogłaby to zrobić na tyle sugestywnie i na tyle sugestywnie wytłumaczyć rodzinie konieczność przebywania policjantów przez 24 godziny w tym mieszkaniu, że rodzina by się na to zgodziła. - Takie działania z naszej strony z pewnością by wystąpiły, gdybyśmy uprawdopodobnili wątek porwania dla okupu, bądź wątek porwania w którym osoba, która porwałaby to dziecko, będzie w jakiś sposób szantażowała rodzinę. Ale zakładaliście wersję porwania. Wszystko było możliwe: szantaż, porwanie dla okupu, nawet jeśli to nie jest specjalnie bogata rodzina. - Tak, zakładaliśmy takie wersje, ale one okazywały się coraz mniej wiarygodne. Proszę zauważyć, że to nie jest zamożna rodzina. Łączenie tej sprawy, a słyszałem o tym już także w mediach, łączenie tej sprawy ze sprawa Olewnika jest nieuprawnione. Tam mieliśmy do czynienia z osobami majętnymi, tam okup ewentualny ... To łączenie to jest raczej na usprawiedliwienie policji, dlaczego nie zabrała się intensywnie za przesłuchanie matki. - Ale to nie my łączymy tą sprawę ze sprawą Olewnika. Wypłacicie Rutkowskiemu nagrodę za pomoc, bo on mówi, że teraz oczekuje? Skoro miała być nagroda, to on teraz oczekuje, że dostanie tę nagrodę. - Dziecko nie zostało porwane i nie zostało odnalezione żywe. Taka była intencja nagrody w tej sprawie. Czyli nie będzie tej nagrody dla Rutkowskiego? - Nie wiem, ja nie jestem podmiotem, który deklarował wypłacenie nagrody. A pan nagrodzi swoich podwładnych za sprawną akcję w tej sprawie? - Nie ma podstaw do tego, żeby nagradzać ekstra policjantów za normalne, standardowe czynności, które w tej sprawie wykonywali. http://forum.interia.pl/czy-rutkowski-postapil-etycznie-tematy,dId,2016341