Marcin Zaborski, RMF FM: Dyrektor Szpitala Bielańskiego w Warszawie, Dorota Gałczyńska-Zych. Dobry wieczór. Dorota Gałczyńska-Zych, dyrektor Szpitala Bielańskiego w Warszawie: Dobry wieczór. No to na początek diagnoza lekarska, doktorska - mamy kolejną zadyszkę czy poważny stan przedzawałowy w polskich szpitalach? Ta druga odpowiedź jest trafna oczywiście - poważny stan przedzawałowy. Ma pani problem z dopięciem grafików lekarskich, w związku z tym, że część lekarzy nie chce pracować dłużej, nie chce przychodzić na dyżury po godzinach? Tak, i nie jestem jedyna. Wielu dyrektorów ma problemy z dopięciem grafików. Na 106 zatrudnionych rezydentów w Szpitalu Bielańskim, klauzulę opt-out wypowiedziało 40, do tego kilkunastu specjalistów. Mój szpital nie jest jeszcze w tak dramatycznej sytuacji, jak będą małe szpitale, w których rzeczywiście ten niedobór kadry jest absolutnie widoczny. No to jeżeli 40 proc. rezydentów rezygnuje z dodatkowych dyżurów, to co pani wtedy robi? Jak pani łata te dziury na grafiku? Jest kilka możliwości, tak? Szkoda, że my je w tej chwili wprowadzamy, to jest oczywiście system równoważnej pracy, to jest być może możliwość, którą dopuści Ministerstwo Zdrowia, dyżurowania jednego specjalisty na różnych oddziałach. I pani na to pozwoli w swoim szpitalu? Powiem panu szczerze, niechętnie. Ale jak staniemy pod przysłowiową ścianą, to w tej retoryce, która się w tej chwili ukazuje, że tak naprawdę za wszystko odpowiedzialny jest dyrektor szpitala, również za układanie grafików i za nadzór nad tymi grafikami, będę przymuszona do wyboru tak zwanego mniejszego zła. No tak, ale jeśli pacjent pani szpitala nas słucha i słyszy, że za chwilę jeden lekarz może obsługiwać kilka oddziałów, to nie daj Boże trafić do Szpitala Bielańskiego w Warszawie. No to jest słabo, tak? Jest słabo. Oczywiście, wszyscy państwo wiecie... I to będzie pani wina, bo pani taki grafik ułożyła. Tak jest, wszyscy państwo wiecie, że pierwszy miesiąc, ta zadyszka nie dotknie pierwszego miesiąca, bo grafiki rozlicza się w systemie trzymiesięcznym... Czyli co, od lutego będzie kłopot? Ale luty i marzec może naprawdę stanowić wielki kłopot i nie tylko w Szpitalu Bielańskim. Dlatego, mówimy, wołamy, prosimy, żeby nam pomóc. Od lat, przymyka pani oko na to, że pracują u pani przemęczeni, niedospani, niewyspani lekarze? No taka jest niestety Polska rzeczywistość. Chętnie chciałabym nie przymykać na to oka i kiedyś zresztą w systemie, w którym zaczynałam pracować wiele lat temu, było tak, że właściwie dyrektor wyrażał zgodę na dodatkowe zatrudnienia... A dzisiaj nie może pani niczego zablokować, niczego zatrzymać? Nie, niczego nie mogę zablokować, niczego zatrzymać, nawet nie muszę nic przyjmować do wiadomości. No bo jest pewna pułapka, lekarze mówią tak: "My nie chcemy pracować już dłużej po godzinach, bo nie chcemy narażać pacjentów, nie chcemy popełnić błędu". A to oznacza, że dzisiaj, czy do tej pory, kiedy pracowali dużo po godzinach, to rzeczywiście cały czas narażali nas pacjentów na jakieś kłopoty? No nie, ja myślę, że grupa lekarska jest jednak mimo wszystko bardzo odpowiedzialna i o tym, że mówimy, że jesteśmy bardzo przepracowani, bo też jestem lekarzem, dlatego o tym tak śmiało mówię, to jest jedno, ale, że potrafimy się w tych sytuacjach odpowiedzialnie zachować, to też jest drugie. I tu niebezpieczeństwa dla pacjentów nie ma, ale coraz bardziej przemęczony lekarz, coraz bardziej zdenerwowany tym wszystkim co się dzieje, zdemotywowany, który musi dokonywać trudnych wyborów, będąc obywatelem i pacjentem, nie tylko dyrektorem szpitala, wolałabym mieć do czynienia z zupełnie inną osobą, otwartą na moje problemy, rozumiejącą, mającą dla mnie dużo czasu. Niestety, to co się ostatnio w służbę zdrowia dzieje tak naprawdę, to odchodzimy trochę od pacjenta, ale wskakujemy w biurokrację, w papierologię stosowaną, w informatyzację, która jest.... Lekarze skarżą się na biurokrację... ... i mają rację. A resort zdrowia odpowiada: "My walczymy z biurokracją, choćby e-recepty, e-zwolnienia to przykład tego, jak lekarze będą mieli teraz łatwiej". Pod jednym warunkiem, że system informatyczny w Polsce zostałby przyjęty dla wszystkich szpitali identyczny. Właścicielem takiego systemu informatycznego tak naprawdę powinno być NFZ, albo coś na kształt NFZ-u, albo regulatora, czyli Ministerstwa Zdrowia, natomiast my powinniśmy w tym systemie pracować, jako świadczeniodawcy państwowi, bo widzę, że w tej chwili idzie walka w kierunku upaństwowienia właściwie służby zdrowia, szpitali i tak dalej. Natomiast, nie może być tak, że każdy świadczeniodawca wprowadza u siebie system informatyczny, bo teraz proszę sobie wyobrazić lekarza, który musi się do tych różnych systemów informatycznych dostosować, często jest tak, że w różnych szpitalach, w różnych przychodniach i w różnych miejscach pracy - różne. Kwadratura koła. Konstanty Radziwiłł, jeszcze jako minister zdrowia, promował sieć szpitali jako pewną receptę, panaceum na bolączki polskiej ochrony zdrowia. Przekonywał, że jest to sposób na skrócenie kolejek, no to sprawdzamy. O ile udało się skrócić kolejki w pani szpitalu, dzięki sieci szpitali? W ogóle się nie skróciły te kolejki. Ani o milimetr? Nic nie drgnęło? Ani o milimetr, bo tak naprawdę mój szpital i każdy inny szpital, będzie pracował, tak jak pracuje jego otoczenie. Tak jak będzie opieka stworzona przedszpitalna i poszpitalna, a jedna i druga sfera jest daleko niedoskonała. W związku z powyższym przestraszony również przeciętny obywatel, szuka w tym szpitalu, bo zawsze byliśmy miejscami, gdze zamykał się lekarz rodzinny, państwo to na pewno pamiętacie, tak? To szpitale miały obowiązek przyjmować. Polski obywatel, polski pacjent to wie i idzie po pomoc do szpitala, to że miały powstać nocne pomoce lekarskie, owszem powstały... No właśnie i tu minister mówił, że pacjenci otrzymali 100 nowych przychodni nocnej i świątecznej pomocy i dzięki temu właśnie skróciły się kolejki na Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych. Nie obserwuję tego w Szpitalu Bielańskim, natomiast powiem tak - pacjenci, którzy mają do wyboru, bo dzisiaj już nasz pacjent wie czego chce, jest inteligentny, więc jeśli wybiera, to wybiera pomoc lekarską przy szpitalu, bo w szpitalu tak naprawdę, on nie chce iść do przychodni gdzie nie będzie miał zrobionego nawet podstawowego badania żadnego, tak? On wie gdzie idzie, on wyboru dokonuje świadomie. Niedawno usłyszeliśmy o pomyśle, żebyśmy w ustawie napisali, jak długo pacjent ma czekać w kolejce. Jeśli byłaby taka ustawa, to pani co by z tym zrobiła? Oczywiście bym respektowała, jak wszystkie inne ustawy i mnogość... ... I co? Stałaby pani w holu i mówiła: "Ten pacjent musi dzisiaj być przyjęty, bo ustawa nakazuje". Nie, nie, to nie jest tak. To się da tak zorganizować, jeśli to będzie miało przysłowiowe ręce i nogi... ... Czyli dobry pomysł ministra? On w systemie angielskim funkcjonuje. Tylko nie wiem, czy jest do przyjęcia w naszym społeczeństwie polskim, bo Anglik dostosowuje się do każdego prawa, które zostaje położone na stole. Natomiast nasz Polak buntuje się i dyskutuje, więc nie wiem, czy by się pogodził z wizytą u specjalisty w ciągu trzech miesięcy, bo nasz Polak się nie godzi, jak nie dostanie miejsca w następnym tygodniu. Ja już nie mówię o wielotygodniowych czy wieloletnich oczekiwaniach w kolejce, więc to jest kwestia też mentalności i partnerstwa po stronie pacjenckiej. Konstanty Radziwiłł już po swojej dymisji mówił, że być może wróci po prostu do leczenia pacjentów. Może go pani zaprosi do siebie, do pracy w Szpitalu Bielańskim? Powiem tak: pan minister Konstanty Radziwiłł jest lekarzem rodzinnym. Jestem w tej szczególnej sytuacji, jako Szpital Bielański, że nie mam instytucji lekarza rodzinnego u siebie. Być może... A mogłaby pani mieć senatora w swojej kadrze? Super! Zapraszam pana ministra do nocnej pomocy lekarskiej. Ma pan znakomity pomysł. I mógłby zobaczyć to, o czym mówią młodzi lekarze... Mógłby zobaczyć to, o czym mówimy. A oni mówią, że w szpitalach brakuje wszystkiego, choćby papieru do wypisywania wypisów ze szpitala. U pani jest też tak źle? Nie, nie, to trochę bajki. Przesadzają. Nie brakuje, tylko taka mnogość, jaką przeciętnie lekarz musi wypisać, wykonać, wklepać w klawiaturę - wszystko jedno jak to nazwiemy - jest tak duża, że wszyscy narzekamy na to, że zabraliśmy ten czas pacjentowi. A my powinniśmy tego czasu coraz więcej mu darować, a nie zabierać. U nas nie ma czegoś takiego, jak instytucja asystenta lekarza, proszę zauważyć. My się dobijamy jako dyrektorzy o to, dlatego że łatwiej zatrudnić osobę niewykształconą, asystentkę czy asystenta lekarza, który robiłby te wszystkie czynności, a lekarz poświęcałby się tylko stricte czynnościom medycznym. Niestety, w tym naszym polskim prawie jest to niemożliwe i nielegalne. Dorota Gałczyńska-Zych: W warszawskich szpitalach jest wojna o pielęgniarki. Podkupujemy je sobie. Brakuje też salowych, rejestratorek, pracowników administracji, bo szpital nie jest dobrym pracodawcą "Brakuje pielęgniarek. Podkupujemy je sobie. W warszawskich szpitalach jest wojna o pielęgniarki i to od bardzo długiego czasu. Brakuje salowych, rejestratorek, pracowników administracji, bo szpital nie jest dobrym pracodawcą, jest państwową firmą, gdzie NFZ nas nie rozpieszcza z finansowaniem" - powiedziała w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM Dorota Gałczyńska-Zych. Dyrektor Szpitala Bielańskiego w Warszawie dodała, że od 2009 roku jej placówka dostaje tyle samo pieniędzy. "Trudno, żebyśmy nie oszczędzali na ludziach" - podkreślił gość Marcina Zaborskiego. Dorota Gałczyńska - Zych powiedziała też, że od niepamiętnych czasów "dobija się o to, żeby jeśli rezydent ma rezydenturę, która jest finansowana przez Ministerstwo Zdrowia, to powinno się płacić i uczniowi i nauczycielowi". "Już mam bunt na pokładzie, już są duże oczekiwania lekarzy specjalistów. Nie dostają złotówki za kształcenie. Jest to dodatkowy problem dla nich i dodatkowe obowiązki" - podkreśliła Dorota Gałczyńska-Zych.