Plany jednak pokrzyżował mu dyrektor zakładu karnego w Gdańsku. W efekcie płatny zabójca musiał wrócić do oddziału szpitalnego w zakładzie karnym, gdzie zmarł. Według nieoficjalnych informacji naszego reportera, Artur Zirajewski miał trafić do szpitala Akademii Medycznej w Gdańsku, skąd bez ochrony i bez wzbudzania podejrzeń mógł wyjść. Niewykluczone jednak - jak mówią naszemu dziennikarzowi informatorzy z prokuratury - że ktoś miał mu pomóc w samym szpitalu. Jednak w ostatniej chwili wiceszef więzienia, Waldemar Kowalski, zdecydował, że jego podopieczny pojedzie do szpitala MSWiA. Dyrektor miał także poprosić oficjalną drogą o ochronę antyterrorystów, policja się jednak ponoć nie zgodziła. Sam więc zatroszczył się o to, by antyterroryści pojawili się jednak w pobliżu szpitalnej sali, w której leżał Zirajewski. Ucieczka się nie udała i gangster trafił z powrotem do oddziału szpitalnego więzienia, gdzie zmarł. Kuriozalna więc w świetle tych nowych faktów wydaje się więc dymisja Waldemara Kowalskiego ogłoszona po śmierci gangstera przez Ministra Sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego.