Przez dwa lata prawie co czwarta polska ambasada nie miała szefa misji. W ostatnich tygodniach sejmowa komisja spraw zagranicznych pozytywnie zaopiniowała 14 kandydatów na ambasadorów. - Wyjeżdżają zasłużeni - przyznaje pracownik MSZ. I dodaje: Dla jednych to nagroda za wierną służbę, dla innych - ucieczka do przodu, bo przecież nie wiadomo, czy nie przyjdzie nowa miotła. Zarzuty, że fala ambasadorskich nominacji jest wywołana obawami przed zmianą rządu, wywołuje oburzenie w obecnym kierownictwie ministerstwa. - Do tej pory byliśmy atakowani za to, że placówki nie są obsadzone - irytuje się wysoki urzędnik MSZ. - To nie jest ucieczka - zapewnia. Przypomina, że powoływanie ambasadorów to długa procedura. - Nikt kilka miesięcy temu nie przewidywał, że będą wybory - dodaje nasz rozmówca. Fala nominacji zalała całe MSZ. W ostatnich dwóch miesiącach egzaminy ze znajomości języków obcych, bez których wyjazd na placówkę nie jest możliwy, zdawało 120 osób, co ósmy pracownik MSZ. - Zwykle organizujemy tylko dwie sesje egzaminów rocznie. Teraz musieliśmy dołożyć nowe terminy, bo rotacja jest duża - przyznają w ministerstwie. - 90 procent nowych ludzi to osoby niemające nic wspólnego z dyplomacją - ubolewa jeden z pracowników MSZ. Wciąż na obsadę czeka jeszcze 16 ambasad. Ostatnio dużym powodzeniem cieszy się nowo otwierany konsulat na Sycylii. Ostra walka toczy się o Rzym i Wiedeń. W MSZ można usłyszeć, że "za zasługi" do stolicy Włoch ma pojechać Jerzy Chmielewski, szef departamentu Europa. Robert Kupiecki, szef departamentu polityki bezpieczeństwa, ma z kolei pojechać do Waszyngtonu jako tymczasowy szef placówki.