ABW i prokuratura nie mogą dojść do porozumienia, kto powinien zbadać przestępczą działalność Aleksandra Naumana. Możliwe, że sprawą zajmie się Sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych. Sam Nauman zniknął. ABW wydała wczoraj oświadczenie, w którym umyła ręce od odpowiedzialności za skandal ujawniony przez "Rzeczpospolitą", wskazując na Prokuraturę Wojewódzką (obecnie Okręgową) w Warszawie i Komendę Stołeczną Policji, które prowadziły śledztwo w sprawie "afery sprzętowej". "Rzeczpospolita" znalazła dowody na to, Nauman - prawa ręka byłego ministra zdrowia Mariusza Łapińskiego - był zamieszany w "aferę sprzętową" (zachodnie firmy wstawiały do szpitali sprzęt jako darowiznę, potem przysyłały jednak faktury; Polski budżet zapłacił za to około 100 mln zł). Jak podała gazeta, Pharmakon, który miał na procederze zarobić najwięcej, miał przekazać na konta bankowe Aleksandra Naumana niemal 200 tysięcy franków szwajcarskich. Nauman - jak twierdzi "Rz" przez lata świadomie łamał ustawę antykorupcyjną - był urzędnikiem państwowym, a mimo to miał firmę w Szwajcarii. Jego wspólnikiem był szef wspomnianego Pharmakonu. Polskie organy ścigania i służby specjalne próbowały zdobyć dowody w tej sprawie w ciągu ostatnich 8 lat. Jak twierdzi rzecznik Ciech SA Marek Klat, powyższe powody wystarczyły, by poprosić Naumana o złożenie dymisji: