Do śmiertelnego potrącenia dwuletniego Kacpra doszło 18 kwietnia po południu - jak ustaliła prokuratura - na gruntowej drodze dojazdowej do prywatnej posesji we wsi Stojkowo w powiecie kołobrzeskim (woj. zachodniopomorskie). Kierowca śmieciarki miał wykonywać manewr cofania, gdy dziecko znalazło się pod kołami pojazdu. W środę na sali rozpraw prokurator przedstawił akt oskarżenia przeciwko Pawłowi Z., któremu postawiono zarzut nieumyślnego naruszenia zasad bezpieczeństwa w ruchu lądowym i nieumyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Grozi za to kara od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia. Kierowca: Czuję się współwinny "Nie czuję się całkowicie winien, czuję się współwinny, bo dziecko było na drodze wyjazdowej, przed posesją, bez opieki dorosłych" - mówił w sądzie oskarżony. "Jest mi bardzo przykro, że tak się stało. To tragedia dwóch rodzin, też mam dwoje dzieci. Wiem, jak czują się rodzice, którzy stracili dziecko. Gdybym tylko mógł cofnąć czas..." - powiedział Paweł Z. Sędzia Ewa Woźniak dopytywała, czy oskarżony przyznaje się do winy. Ten podkreślił, że jedynie częściowo. Poinformował, że podczas procesu będzie odpowiadał wyłącznie na pytania obrońcy. Adwokat oskarżonego pytał go o to, czy dwaj pracownicy miejskiego zakładu zieleni, którzy byli podczas tragicznego zdarzenia z Pawłem Z., wyjeżdżając z posesji, mieli obowiązek wyjść z samochodu. "Na drodze publicznej nie ma takiego obowiązku" - zeznał Paweł Z. Rodzina chłopca: Chcemy najwyższej kary Na sali rozpraw byli m.in. rodzice nieżyjącego chłopca i dziadkowie. Sędzia Woźniak poinformowała, że świadkowie będą przesłuchani na kolejnej rozprawie, którą wyznaczyła na 5 lutego. Po wyjściu z sali rozpraw rodzina pokrzywdzonego powiedziała dziennikarzom, że chce wysokiej kary dla oskarżonego. W ich ocenie tragedia wydarzyła się na ich prywatnej drodze dojazdowej do domu, już na posesji, która wówczas nie była ogrodzona. "Nikt nam dziecka nie zwróci, ale chcemy, żeby on (Paweł Z. - red.) odczuł, to co my czujemy. (...) Chcemy najwyższej kary" - mówili rodzice i dziadkowie. "Żaden - ani kierowca, ani pomocnicy - nie wyszedł z szoferki śmieciarki. Córka na nich krzyczała: co wy zrobiliście?! A oni po tym wszystkim nie okazali żadnej skruchy. Poszli sobie, jak najdalej od córki, jakby psa przejechali. (...) To się wszystko wydarzyło na oczach siedmioletniego brata Kacpra. Córka z najmłodszym, dwumiesięcznym Gracjanem była w pobliżu" - mówili dziadkowie nieżyjącego chłopca. Ojciec nieżyjącego Kacpra powiedział w środę, że 18 kwietnia, gdy doszło do tragedii, syn Oskar miał iść do Komunii św., Gracjan miał zostać ochrzczony, a on z żoną mieli obchodzić 10. rocznicę ślubu. Wszystkie uroczystości zostały odwołane. Paweł Z. miał umniejszać swoją winę Paweł Z. w toku śledztwa nie przyznał się do zarzucanych czynów. Po zatrzymaniu miał umniejszać swoją winę, obarczając odpowiedzialnością za wypadek rodziców dwulatka. Prokuratura wobec rodziców dziecka nie prowadzi postępowania. Wobec Pawła Z. nie jest stosowany tymczasowy areszt. Mężczyzna nie był karany w przeszłości. Podczas prowadzonego śledztwa w charakterze świadków przesłuchano pozostałych pracowników kołobrzeskiego zakładu zieleni, którzy byli w ekipie śmieciarki i ich zadaniem było podczepianie kubłów z odpadami. Mieli powiedzieć śledczym, że nie wiedzieli nikogo na drodze dojazdowej. Zatrzymali śmieciarkę dopiero wtedy, gdy podbiegła do nich nieznana im osoba i zamachała do nich rękami.