Nawiązując do kontroli dokumentów MON przez kilkoro posłów PO Dworczyk podtrzymał deklarację udostępniania dokumentacji wszystkim zainteresowanym parlamentarzystom. "MON tak jak i cały rząd PiS zawsze będzie respektował przepisy i będzie udostępniał wszelkie dokumenty". "Nie działamy tak jak PO" - dodał. Powtórzył podaną w piątek informację, że ówczesny przewodniczący podkomisji smoleńskiej Wacław Berczyński, jego zastępca Kazimierz Nowaczyk i ówczesny szef gabinetu politycznego MON Bartłomiej Misiewicz "mieli wszystkie niezbędne, wymagane prawem dokumenty po to, żeby móc zapoznać się z tą archiwalną dokumentacją", wydane na mocy ustawy o ochronie informacji niejawnych z 2010 r. Dworczyk pokazał kopie poświadczenia bezpieczeństwa wydane Berczyńskiemu przez szefa SKW w marcu br. oraz tymczasowego upoważnienia wystawionego przez ministra obrony w styczniu 2016 r. "Jestem zaskoczony, bo te same dokumenty widzieli koleżanki i koledzy z PO i pomimo tego postanowili wprowadzić opinię publiczną w błąd. Mało tego, zapowiedzieli, że wprowadzą również w błąd (...) prokuraturę" - powiedział wiceminister. "Musieliśmy zareagować na tę sytuację" - dodał. "Będziemy zmuszeni zawiadomić prokuraturę" "Fałszywe zawiadamianie o popełnieniu przestępstwa jest penalizowane, a my jako urzędnicy państwowi mamy obowiązek informowania właściwych organów o naruszaniu prawa" - oświadczył Dworczyk. "Jeżeli parlamentarzyści PO mając wiedzę, że doniesienie do prokuratury jest nieprawdziwe, jest kłamstwem - ponieważ mieli wgląd do dokumentów - postanowią takie zawiadomienie złożyć, my będziemy z kolei zmuszeni zawiadomić prokuraturę" - mówił. Zapowiedź Platformy uznał za "przejaw wyjątkowego cynizmu i hipokryzji" argumentując, że ministrowie Bogdan Klich i Tomasz Siemoniak także wydawali czasowe upoważnienia umożliwiające dostęp do dokumentów tajnych i ściśle tajnych. Do jakich dokumentów mieli dostęp: Berczyński, Nowaczyk i Misiewicz? Powtórzył, że Berczyński, Nowaczyk i Misiewicz uzyskali dostęp do dokumentacji dotyczącej warunków technicznych, ale nie mieli wglądu w dokumenty negocjacji offsetowych, prowadzonych przez Ministerstwo Rozwoju. "Była to dokumentacja archiwalna, ponieważ postępowanie na wyłonienie śmigłowców skończyło się we wrześniu 2015 r., reszta dotyczyła wyłącznie tego, czy zostanie zrealizowana ustawa która wymaga żeby został podpisany offset, w takim wymiarze, żeby gospodarka polska na tym nie traciła" - powiedział Dworczyk. Zapewnił, że "jedno z drugim nie ma nic wspólnego". Pytany o motywy dopuszczenia Berczyńskiego do dokumentacji związanej z negocjacjami technicznymi wiceszef MON argumentował, że "doktor Berczyński jest uznanym fachowcem w dziedzinie lotnictwa". "Jeśli chodzi o zapoznanie się z dokumentacją techniczną, było ono spowodowane m.in. tym, że w sprawie postępowania na wyłonienie śmigłowca wielozadaniowego było bardzo wiele wątpliwości" - powiedział Dworczyk, dodając, że chodziło m. in o zmianę wymagań, "w taki sposób, że tylko jedna z maszyn ostatecznie mogła być brana pod uwagę". "PO robi awanturę polityczną" "To nie jest żaden kluczowy przetarg, to jeden z wielu przetargów, jedno z wielu postępowań, a wokół tego PO nie mając pomysłu na merytoryczną dyskusję robi awanturę polityczną" - powiedział Dworczyk dziennikarzom. Na pytanie, czy śmigłowce nie są już priorytetem, Dworczyk odpowiedział, że "priorytetem jest szereg rodzajów uzbrojenia i modernizacja Wojska Polskiego", a na najpilniejsze potrzeby wskazuje Strategiczny Przegląd Obronny, którego wyniki zostaną wkrótce zaprezentowane. "Oczywiste, że jeżeli chodzi o śmigłowce specjalne, np. przeznaczone dla ratownictwa morskiego, taką potrzebę widać gołym okiem, ale podejmowanie decyzji dotyczącej zakupu dużej ilości uzbrojenia (...) wymaga poważnej analizy" - dodał. W poniedziałek PO wystąpiła do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, dając prokuraturze 48 godzin, aby z urzędu zajęła się sprawą przekroczenia uprawnień w pełnieniu obowiązków przez szefa MON, w związku z ujawnieniem tajemnic wojska. Według posłów PO wgląd w akta przetargu, który wskazał na śmigłowce H225M Caracal grupy Airbus Helicopters, umożliwiono Berczyńskiemu, Nowaczykowi, i Misiewiczowi bez koniecznych certyfikatów. Platforma "nie cofnie się ani o krok w tropieniu afery" MON zapewniło, że wszystkie wymieniane przez PO osoby posiadały stosowne upoważnienia, i zapowiedziało, że "jeżeli posłowie Platformy Obywatelskiej podtrzymają stanowisko w zakresie złożenia zawiadomienia do prokuratury w niniejszej sprawie, ministrowi obrony narodowej nie pozostanie nic innego, jak złożyć wniosek o ściganie za złożenie fałszywego zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa". Posłowie PO oświadczyli, że Platforma "nie cofnie się ani o krok w tropieniu afery szefa MON Antoniego Macierewicza", w której w tle jest 13 miliardów złotych, pan Wacław Berczyński i inne osoby o wątpliwych kompetencjach". Szef klubu PO Sławomir Neumann zapewnił, że posłowie PO nie ulękną się gróźb kierowanych pod ich adresem. W ub. tygodniu kilkoro parlamentarzystów PO zapoznawało się z dokumentacją przetargu na śmigłowce, by. m.in. zbadać rolę Berczyńskiego, który w kwietniu w wywiadzie powiedział, że to on "wykończył Caracale". Przedstawiciele rządu i PiS zapewniali, że Berczyński nie miał nic wspólnego z negocjacjami offsetu, który był warunkiem zawarcia umowy na dostawę maszyn. Przetarg na wielozadaniowe śmigłowce dla wojska rozpisano wiosną 2012 r. W kwietniu 2015 r. MON wskazało na śmigłowiec Caracal, wartość kontraktu miała wynieść łącznie z podatkami 13,4 mld zł. Protestowały wtedy PiS i związki zawodowe działające w zakładach w Mielcu i Świdniku, które również startowały w przetargu. We wrześniu 2015 r. rozpoczęły się negocjacje umowy offsetowej. Na początku października ub. r. Ministerstwo Rozwoju uznało, że ofertę offsetowa za niezadowalającą a dalsze rozmowy za bezprzedmiotowe.