Wzięły go Ania i Greta, które pozują na parę hetero, ale nią nie są. Wbrew pozorom to dwie kobiety: Greta, 36 lat - lesbijka, od lat w organizacjach pozarządowych, Ania, 37 - trans, inżynier z dobrą posadą. Ona składała przysięgę jako przyszły mąż. Podczas ceremonii ślubnej obie ubrane były tak samo: w białe spodnie, białe koszule, fioletowe marynarki i fioletowe buty. "Początkowo chciałam być radykalna i iść w białej sukni. Ale zrobiło mi się żal rodziców. Ubrałam się tak, aby mogli zobaczyć we mnie tego chłopca, którego wychowywali tyle lat" - mówi "GW" Ania. Poza rodzinami na uroczystość przyszli przedstawiciele LGBT (lesbijek, gejów, osób bi- i transseksualnych). Greta i Ania są aktywistkami ruchu mniejszości seksualnych. Spotkały się trzy lata temu na spotkaniu Kampanii przeciw Homofobii. Na ślub zdecydowały się rok temu. Nie ukrywają radości z tego, że udało im się zagrać na nosie polskiej tradycji i prawu, które nie dopuszcza żadnych związków innych niż heteroseksualne. Ania jest formalnie mężczyzną i nie zamierza tego zmieniać. "Jestem biologicznym mężczyzną, ale psychicznie identyfikuję się z kobietami. Balansuję między płciami" - mówi "GW" Ania. Na co dzień zaciera granicę płci, maluje paznokcie, depiluje brwi, nosi kolczyki, likwiduje zarost. Jak przyznaje, w pracy jej niemęski wygląd rodzi podejrzenia, głównie takie, że jest gejem. Więcej w "Gazecie Wyborczej".