Do trwającego ok. 10 sekund wstrząsu o sile prawie 5 stopni w skali Richtera doszło we wtorek ok. 22. 22 mężczyzn zdołało wydostać się o własnych siłach. Jeden został wyniesiony na noszach i trafił do szpitala w Lubinie. 19 górników pozostało pod ziemią. Dopiero po siedmiu godzinach ratownicy pomogli im wydostać się na powierzchnię. Obecnie w szpitalu przebywa dwóch górników. - Obaj mężczyźni są w dobrym stanie. Nie ma zagrożenia dla ich życia. Pierwszy z górników znajdował się w grupie, która ewakuowała się o własnych siłach. Mężczyzna jest poobijany i ma niewielkie urazy. W szpitalu w Lubinie pozostanie najwyżej kilka dni - powiedziała Anna Osadczuk z biura prasowego KGHM Polska Miedź SA (ZG Rudna w Polkowicach należy do KGHM Polska Miedź SA). Drugi górnik został wydobyty po siedmiu godzinach przez ratowników górniczych. Trafił do szpitala w Głogowie z ogólnymi potłuczeniami oraz trzycentymetrową raną ciętą skóry głowy. - Pracownik ten pozostanie w szpitalu do jutra na obserwacji - dodała Osadczuk. Do szpitala trafili też inni górnicy, ale obecnie wszyscy są już w domu. Trzej, którzy skarżyli się na bóle kręgosłupa, otrzymali gorsety. Osadczuk podkreśliła, że - zgodnie z zarządzeniem dyrektora kopalni - pracownicy, którzy znajdowali się na dole podczas wstrząsu, przez kilka kolejnych dni nie pracują "na przodku", gdzie zagrożenie jest największe. Ponadto - jak przypomniała - do dyspozycji pracowników poszkodowanych w wypadkach jest psycholog. Dodała, że pracownicy, którzy znajdowali się na dole podczas wstrząsu, mogą skorzystać z urlopu wypoczynkowego albo zwolnienia lekarskiego. Mogą też wrócić do pracy w czwartek. - To jest indywidualna sprawa każdego z tych pracowników i ich oceny sytuacji. Pracodawca w tej materii nie robi żadnych trudności - mówiła Osadczuk. Zarówno minister skarbu Mikołaj Budzanowski, który przyjechał do Polkowic kilka godzin po zakończeniu akcji, jak i dyrektor kopalni ZG Rudna Mirosław Laskowski podczas konferencji prasowej mówili o trudnościach podczas akcji. - Sytuacja była bardzo poważna, bowiem mowa o zawaleniu wyrobiska wysokości 3-4 m, szerokości 5-6 m na długości ok. 500-600 m. Ci górnicy znaleźli się w ekstremalnie trudnej sytuacji - mówił Budzanowski, który bardzo chwalił profesjonalizm nie tylko dyrekcji kopalni, ratowników, ale i samych górników, którzy nie stracili zimnej krwi. Z kolei Laskowski wyjaśnił, że komplikacje podczas akcji ratowniczej polegały na tym, że wszystkie drogi dojazdowe do oddziału 3., bo na nim zdarzył się ten wstrząs, zarówno od kopalni Rudna jak i kopalni Sieroszowice, zostały zasypane. Do tego brakowało informacji, kontaktu z zasypanymi. To pierwszy tak poważny wypadek, z tak dużą liczbą osób uwięzionych pod ziemią w kopaniach należących do KGHM Polska Miedź SA. - Chciałbym, żeby takich wypadków było jak najmniej. Prawda jest też taka, że profesjonalizm odegrał tu dużą rolę, ale i szczęście górnicze. Ci górnicy mieli możliwość skrycia się w nieco lepszych warunkach. Byli na przodku, który był dobrze wentylowany, nie zabrakło świeżego powietrza. To wszystko w sumie doprowadziło do takiego pozytywnego rezultatu - mówił prezes KGHM Polska Miedź Herbert Wirth. Z kolei rzecznik prasowy KGHM Polska Miedź SA Dariusz Wyborski zauważył, że zasypani górnicy od początku zachowywali się bardzo profesjonalnie, ale i zachowali zimną krew. - Czekając na ratowników, odszukali wszystkich kolegów i zgromadzili się w jednym miejscu. Oni ten czas wykorzystali na to, żeby się zebrać, zorganizować i czekać na pomoc - mówił Wyborski. W akcji poszukiwawczo-ratowniczej wzięło udział 25 ratowników górniczych.