Reprezentujący Kaczyńskiego mec. Rafał Rogalski mówił wcześniej, że przesłuchanie będzie dotyczyło kwestii formalnych, a prezes PiS złoży wniosek o ściganie w sprawie "bezprawnego uzyskania dostępu do informacji" z poczty głosowej telefonu. Kaczyński ma status "wykonującego prawa pokrzywdzonego". "Istotne w tej sprawie informacje leżą za granicą" Po ok. pół godzinie Kaczyński opuścił budynek prokuratury. Towarzyszący mu w prokuraturze mec. Piotr Pszczółkowski powiedział po wyjściu z przesłuchania, że prokuraturze chodziło o "osobiste potwierdzenie złożonego uprzednio wniosku w sprawie ścigania". Zdaniem adwokata "w tej sprawie wszelkie istotne dla śledztwa informacje leżą za granicą". Postępowanie dotyczące połączeń z telefonu prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 r. po katastrofie w Smoleńsku podjęła w połowie maja br. Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Ma ona wyjaśnić, kto mógł użyć tego telefonu. Informacje o "manipulacjach" przy telefonie Lecha Kaczyńskiego 10 i 11 kwietnia 2010 r. w Rosji i odsłuchiwaniu poczty głosowej pojawiły się w mediach na początku maja. Dwa połączenia z telefonu prezydenta po katastrofie "W wyniku przeprowadzonych czynności procesowych ustalono, że w dniu 10 kwietnia 2010 r., po katastrofie, miały miejsca dwa połączenia wychodzące: pierwsze o godz. 12.46, a drugie o godz. 16.24 czasu polskiego; a w dniu 11 kwietnia 2010 r. jedno połączenie wychodzące o godz. 12.18 czasu polskiego z telefonu użytkowanego przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, którego właścicielem była Kancelaria Prezydenta, i były to połączenia z pocztą głosową" - informowała wtedy prokuratura wojskowa. Prokuratura pod koniec maja otrzymała oficjalny wniosek Kancelarii Prezydenta RP o ściganie osoby łączącej się z pocztą głosową telefonu prezydenta. Ponieważ aparat był własnością kancelarii; to ona składała wniosek co do przestępstwa kradzieży impulsów. Prokuratura okręgowa otrzymała także materiały i dowody z prokuratury wojskowej oraz ABW - m.in. zapoznano się z trzema opiniami ABW dotyczącymi telefonu L. Kaczyńskiego. Dochodzenie dotyczy "włączenia się w dniu 10 i 11 kwietnia 2010 r. na terytorium Federacji Rosyjskiej przez nieustaloną osobę do telefonu komórkowego Nokia 6310i obsługującego numer abonencki 505114114 i uruchomienia impulsów na cudzy rachunek na szkodę Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej". Wyjaśnia się też, czy doszło do popełnienia przestępstwa uzyskania przez kogoś dostępu do informacji w telefonie lub na karcie SIM dla niego nie przeznaczonej poprzez przełamanie albo ominięcie elektroniczne zabezpieczeń. Za taki czyn, opisany w art. 267 par. 1 Kodeksu karnego, grozi do 2 lat więzienia. Kto miał dostęp do telefonu? "W toku dalszych czynności konieczne będzie zwrócenie się do strony rosyjskiej o udzielenie informacji dotyczących osób dysponujących tym telefonem od momentu jego zabezpieczenia do czasu przekazania stronie polskiej, a następnie przesłuchanie ich w drodze pomocy prawnej" - informowała PG w zeszłym tygodniu w piśmie przekazanym posłom z sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka. Dodano w nim, że przesłuchane zostaną też osoby, które 10 kwietnia 2010 r. dzwoniły na prezydencki telefon - chodzi o ustalenie, czy telefon był wtedy aktywny. Wcześniej - w grudniu zeszłego roku - stołeczna prokuratura okręgowa odmówiła, z powodu braku cech przestępstwa, wszczęcia śledztwa w sprawie domniemanej kradzieży impulsów na szkodę Kancelarii Prezydenta RP. W maju Prokuratura Generalna poleciła jednak stołecznej prokuraturze apelacyjnej przeanalizowanie tej decyzji. Po analizie prokuratura apelacyjna uznała, że decyzja o odmowie wszczęcia śledztwa była przedwczesna.