Duda powiedział dziennikarzom po posiedzeniu przedstawicieli związków zawodowych, pracodawców i rządu z udziałem premiera Tuska, że aby jakiekolwiek rozmowy były kontynuowane, musi być spełniony warunek - wycofanie z Sejmu projektów wydłużenia okresu rozliczeniowego czasu pracy oraz podjęcie prac nad obywatelskim projektem w sprawie płacy minimalnej. - Pan premier mówi, że nie będzie robił niczego pod dyktat związków zawodowych, a my musimy znosić już przez kilka lat dyktat rządu i premiera Tuska. W ramach organizacji związkowej rozmawiamy o proteście i strajku, robimy referenda w zakładach pracy, z kolegami z innych central związkowych ustaliłem kolejne nasze wspólne spotkanie. Procedura biegnie - podkreślił Duda. Dodał, że można tę procedurę zatrzymać, "jak się dogadamy, ale my już się oszukiwać dalej nie pozwolimy i stawiać pod dyktatem". - Czy podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat to był dialog, czy dyktat, wprowadzenie projektu ustawy o czasie pracy, to dialog, czy dyktat - mówił. Według Dudy sytuacja jest obecnie patowa, a związkowcy, mają swoją procedurę i realizują ją zgodnie z prawem. - I będzie strajk generalny i będzie narodowa demonstracja. Jak powiedziałem - aż do zwycięstwa - podkreślił szef Solidarności. Jego zdaniem nie ma merytorycznego uzasadnienia twierdzenie, że uelastycznienie czasu pracy czy wydłużenie okresu rozliczeniowego albo umowy śmieciowe dają więcej miejsc pracy. Powołał się tu na przykład Hiszpanii, gdzie - jak powiedział - jest najbardziej elastyczny rynek pracy i największe bezrobocie w Europie. We wtorek sztab protestacyjny Solidarności zdecydował, że do czerwca potrwa w związku referendum w sprawie form protestów planowanych na wrzesień - czy będzie to strajk generalny, czy ogólnokrajowa demonstracja w Warszawie, która potrwa kilka dni.