Szefowie trzech central związkowych: Forum Związków Zawodowych, OPZZ i "Solidarności" w ramach protestu przeciw polityce rządu zorganizowali w środę przed Sejmem miasteczko namiotowe. W przemówieniach podkreślali, że przyjechali do Warszawy upomnieć się o prawa pracownicze. Przed Sejm związkowcy, protestujący pod hasłem "Dość lekceważenia społeczeństwa", przeszli sprzed siedmiu ministerstw: pracy, gospodarki, skarbu, zdrowia, transportu, rolnictwa i spraw wewnętrznych. Związkowcy ze Straży Więziennej przekazali też petycję do ministerstwa sprawiedliwości. Przed Sejmem - zgodnie z zapowiedzią marszałek Ewy Kopacz - nie było barierek, stał tam jedynie pojedynczy kordon policji. Zgromadzenie przed Sejmem zainaugurowali przemówieniami szefowie trzech central. Szef OPZZ Jan Guz podkreślał, że związki razem upominają się o prawa pracownicze i razem są silne. Przyjechaliśmy, by zaprotestować przeciwko niehumanitarnemu, nieludzkiemu, śmieciowemu rządowi - mówił. Bal się skończył, pora wystawiać rachunek, nie macie już tego poparcia, jakie mieliście, teraz naród będzie sędzią. - To my w imieniu ruchu zawodowego przybyliśmy, by upomnieć was po raz ostatni - zwrócił się do marszałek Sejmu i premiera. Szef Forum Związków Zawodowych Tadeusz Chwałka podkreślał, że rząd musi zmienić podejście do związków zawodowych. Albo ci, którzy rządzą, zaczną z nami rozmawiać, albo będziemy prowadzić dialog na ulicach - mówił przed Sejmem. Wszystkie trzy centrale mają dosyć pracy w Komisji Trójstronnej, gdzie pod dyktat strony rządowej mamy przyklepywać ustawy, które są antypracownicze. "Nie będziemy w takim dialogu uczestniczyć"- Nie będziemy w takim dialogu uczestniczyć. I ten rząd albo zmieni podejście do związków zawodowych i przedstawicieli ludzi pracy, albo niech idzie do cholery jasnej - stwierdził. Jesteśmy tu po to, aby przypomnieć tym, którzy nie rozumieją związków zawodowych (...) - premierowi, pani marszałek, że nie chcemy żyć w kraju, gdzie praca nie jest wynagradzana w sposób właściwy, nie rozumieją, dlaczego dwa miliony osób wyjechało z tego kraju, dlaczego w tym kraju jest bieda - kontynuował. Chcemy godnie żyć, pracować w tym kraju i zarabiać tak, jak zarabia większość Europejczyków - dodał. Duda do premiera: Ten dzień będzie się panu śnił jako koszmar."Ten dzień będzie się śnił Tuskowi jako koszmar"Szef "Solidarności" Piotr Duda stwierdził z kolei, że 11 września będzie śnił się premierowi po nocach jako koszmar. Dzisiaj przybywamy po to, aby upomnieć się o prawa pracownicze. Bo nasze hasło: "Dość lekceważenia społeczeństwa" to jest hasło ponadpracownicze. Kto czuje się lekceważony z obywateli naszego kraju, powinien w te dni być z nami. Każdy - wzywał. Mówił też, że brak ministrów podczas pikiet resortów pokazuje butę, arogancję i hipokryzję władzy. Organizatorzy apelowali do związkowców o zachowanie spokoju, niepalenie opon i nierzucanie petard oraz niezadymianie: Nie musimy ich wykurzać, ten czas przyjdzie bardzo szybko. Przed wjazdem do Sejmu zapalono jedną oponę, którą szybko ugasili sami uczestnicy protestu, odpalono też kilkanaście petard. Mimo niesprzyjającej pogody w miasteczku panowała po południu piknikowa atmosfera. Z głośników puszczana była muzyka - od piosenek żołnierskich po przeboje Jacka Kaczmarskiego. Podczas wystąpień liderów protestu związkowcy chronili się przed deszczem w kilkunastu dużych namiotach, w których rozstawiono ławki i stoły. Śląsko-dąbrowska "Solidarność" zamówiła dla swoich związkowców catering - ci, którzy mieli talony, mogli zjeść kiełbasę na gorąco albo bigos, napić się czegoś ciepłego. Dla grupy, która została w miasteczku na noc, również przygotowano ciepłe posiłki, w części namiotów rozłożono łóżka polowe, są też grzejniki gazowe. Pogoda nie dopisała, ale trzeba się było z tym liczyć. Aby namioty były szczelne, to wytrzymamy. Do soboty albo dłużej, jak będzie trzeba. Mamy koce, śpiwory, styropian, będziemy robić grilla. Mamy takie raczej biwakowe podejście. Każdy tu jest z własnej woli - mówił jeden z uczestników protestu. Gdybyśmy byli tacy słabi, że pogoda by nas mogła wystraszyć, to byśmy wcale nie przyjechali - dodawał inny. Związki zorganizowały protest, bo domagają się - jak mówią - "rzeczywistego, a nie pozorowanego" dialogu społecznego w ramach Komisji Trójstronnej oraz odwołania ministra pracy i przewodniczącego Komisji Władysława Kosiniak-Kamysza. Nie będziemy uczestniczyli w żadnym spotkaniu Komisji Trójstronnej, chyba że minister pracy wycofa się z Komisji, a rząd zapowie, że wycofuje się ze zmian dotyczących okresu rozliczeniowego czasu pracy - zapowiedział po południu Piotr Duda, pytany, czy będzie uczestniczył w zapowiadanym na przyszły piątek spotkaniu Komisji. Związkowcy chcą wycofania zmian w kodeksie pracy pozwalających na wydłużenie z obecnych maksymalnie czterech miesięcy do 12 okresu rozliczeniowego czasu pracy, domagają się przyjęcia ustawy wymuszającej szybszy wzrost płacy minimalnej i podniesienia progów dochodowych upoważniających najuboższych do świadczeń rodzinnych i socjalnych. Innym postulatem jest wycofanie się z obowiązującej już zmiany wieku emerytalnego, który został podwyższony do 67 lat dla wszystkich pracowników. Trzy centrale chcą też większych wydatków na pomoc bezrobotnym, ograniczenia stosowania "śmieciowych" umów o pracę oraz dostępu do bezpłatnej edukacji i pakietu zmian poprawiających funkcjonowanie ochrony zdrowia.Co dalejCzwartek i piątek będą tzw. dniami debat z ekspertami. Kulminacją protestu ma być sobotnia manifestacja. Z trzech miejsc w Warszawie związkowcy przejdą na rondo de Gaulle'a, by wspólnie Nowym Światem dojść przed Pałac Prezydencki, gdzie złożą petycje, a potem skierują się na plac Zamkowy. Związki zapowiadają, że będzie to największa akcja protestacyjna po 1989 roku. Oprócz związkowców mają w niej wziąć udział inne grupy niezadowolone z sytuacji w kraju, organizacje pozarządowe, spółdzielcze, gospodarcze, społeczne, rolnicze i działkowcy.