POLECAMY: Akcja specjalna Interii #WybieramSwiadomie Prezydent podkreślił na antenie TVN24, że życzyłby sobie, aby po wyborach pojawiała się stabilna większość. "Chciałbym, by rząd, który powstanie w wyniku wyborów, miał silna legitymację społeczną i mógł zacząć dokonywać tych pozytywnych zmian w Polsce, na które czeka w tej chwili tylu ludzi" - powiedział. Pytany, co zrobi w sytuacji, gdy zwycięzca wyborów parlamentarnych 25 października nie będzie miał możliwości samodzielnego utworzenia rządu większościowego i czy jako prezydent wskaże kandydata na premiera ze zwycięskiego ugrupowania, odparł: "Mam konstytucję i będę korzystał ze swoich konstytucyjnych uprawnień. Będę też zwracał uwagę na to, jakie do tej pory były w Polsce zwyczaje parlamentarne, kto zazwyczaj tworzył rząd, komu tę misje powierzano". Wyraził nadzieję, że wynik wyborów zapewni spokój w kraju. "Chciałbym, żeby została wyłoniona taka większość, która będzie mogła spokojnie działać, żeby nie było niepotrzebnej zawieruchy politycznej" - powiedział prezydent. "Raport WSI nie jest najważniejszy" Prezydent Duda pytany o publikację aneksu powiedział, że będzie realizować to, do czego się zobowiązał przed wyborami prezydenckimi, a aneks nie był tematem kampanii wyborczej. - Ja w tym zakresie wobec moich rodaków do niczego się nie zobowiązałem, oni mieli inne sprawy do mnie, natomiast tę kwestię oczywiście rozważę jako prezydent RP - mówił. Dodał, że nie czytał aneksu. - Uważam, że ta sprawa nie jest w tej chwili najważniejsza, mam znacznie poważniejsze sprawy bieżące do załatwienia - podkreślił. Kwestia publikacji aneksu do raportu powróciła na początku października w związku z wystąpieniem wiceprezesa PiS Antoniego Macierewicza na spotkaniu z Polonią w USA. Duda powiedział, że nie rozmawiał na ten temat z Antonim Macierewiczem. 2 października Macierewicz - autor raportu z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych - wyraził na spotkaniu z Polonią w Chicago nadzieję, że po wyborach parlamentarnych opublikowany zostanie aneks do raportu. Stwierdził, że obecnie do tego nie doszło, bo prezydent Andrzej Duda, w gestii którego leży decyzja ws. ewentualnego opublikowania aneksu, musiałby zwrócić się do premier Ewy Kopacz o kontrasygnatę. Premier Ewa Kopacz zadeklarowała wówczas, że jest gotowa dać kontrasygnatę prezydentowi Andrzejowi Dudzie, jeśli ten o nią wystąpi. W lutym 2007 r. prezydent Lech Kaczyński upublicznił sygnowany przez Macierewicza raport z weryfikacji WSI, które rządzące wówczas PiS zlikwidowało w 2006 r., zarzucając im wiele nieprawidłowości opisanych w raporcie. Na podstawie raportu wszczynano śledztwa ws. przestępstw WSI; większość umorzono. Osoby wymienione w raporcie jako agenci wytoczyły MON ponad 20 procesów. MON przeprosiło większość z nich; koszty z tego tytułu przekroczyły 1,2 mln zł. "Najważniejsze jest bezpieczeństwo rodaków" Prezydent odniósł się także do ostatnich słów Jarosława Kaczyńskiego o uchodźcach. - Jeżeli rząd się na to (przyjazd uchodźców) zgadza, to ja bym chciał, żeby rząd odpowiedział na pytanie, czy jest na różne okoliczności w związku z tym przygotowany, czyli czy Polacy są dzisiaj należycie zabezpieczeni, choćby także i pod takim względem, pod względem epidemiologicznym - mówił Duda. Jak podkreślił, dla "niego osobiście najważniejsze jest bezpieczeństwo rodaków", zarówno jeśli chodzi o bezpieczeństwo materialne czy brak przestępczości, jak i zdrowotne oraz "niebezpieczeństwo związane właśnie z napływem do Polski uchodźców". - Bo faktem jest - media to ogłaszały - że te choroby się pojawiły. I jest tutaj burza straszliwa wokół tych słów. Rok temu w Sejmie w komisji zdrowia odbyła się debata na temat chociażby gruźlicy, która jest odporna na leki, które do tej pory stosowano, która także pojawiła się poza naszymi granicami. I oczywiście mówiono o tym z obawą, żeby się przygotować na sytuację, w której tego typu zarazki mogłyby być przywiezione do Polski - mówił. Duda przywołał też publikację w medycznym periodyku "Lancet", w którym - jak mówił - "niemieccy lekarze opisywali przypadki choroby Heinego-Medina, które właśnie przychodzą ze strony Azji i są dzisiaj bardzo trudne do wyleczenia". -W odpowiedzialnym państwie nie tylko prowadzi się taką dyskusję, ale przede wszystkim działa się tak, żeby zabezpieczyć obywateli i społeczeństwo. Ja tej burzy kompletnie nie rozumiem - podkreślił. Odnosząc się do zacytowanej przez dziennikarza wypowiedzi ministra zdrowia Mariana Zembali, że Polacy są świetnie zabezpieczeni przed zagrożeniami epidemiologicznymi, powiedział, "jeżeli pan minister twierdzi, że jesteśmy tak dobrze zabezpieczeni, to ja się z tego bardzo cieszę, ale to nie zmienia faktu, że opozycja, a także prezydent i w ogóle ludzie mają prawo zadawać o to pytania: czy rząd jest przygotowany, czy społeczeństwo jest przygotowane na okoliczność wszelkich niebezpieczeństw, jakie mogą wystąpić". Pytany, czy wzbudzanie lęków przed uchodźcami nie jest kampanią wyborczą, odparł, by zapytać Polaków, "co sądzą o swoim bezpieczeństwie w tej perspektywie". - Ludzie zadają pytania, co z bezpieczeństwem terrorystycznym, za co ci ludzie będą utrzymywani, w jaki sposób to wszystko będzie funkcjonowało. Tych rzeczy społeczeństwu w ogóle nie wyjaśniono - podkreślił.