We wtorek przed Sądem Okręgowym w Warszawie odbyła się kolejna rozprawa w tzw. drugim z dużych procesów w sprawie stołecznej afery reprywatyzacyjnej, w którym oskarżeni są m.in. były wicedyrektor Biura Gospodarowania Nieruchomościami w stołecznym magistracie Jakub Rudnicki, jego rodzice oraz b. dziekan stołecznej palestry. Po zakończeniu odczytywania aktu oskarżenia przez prokuratora składanie wyjaśnień rozpoczął we wtorek Rudnicki. Oskarżony nie przyznał się do winy. Rudnicki w składanych przez ponad cztery godziny wyjaśnieniach wskazał, że jako zastępca dyrektora BGN zajmował się kierowaniem i nadzorem prac wydziału oraz podpisywaniem decyzji administracyjnych. Oskarżony podkreślił, że to pracownicy merytoryczni przygotowywali projekty decyzji dekretowych o zwrocie nieruchomości dawnym właścicielom lub ich spadkobiercom, a następnie kierownicy i naczelnicy BGN sprawdzali je i parafowali. Dodał, że w okresie jego pracy w BGN podpisał ponad 1,5 tys. decyzji dekretowych. Rudnicki oświadczył przy tym, że nigdy nie wydał decyzji dotyczącej zwrotu kamienicy zamieszkałej przez lokatorów. Zaznaczył przy tym, że BGN decydował o zwrocie gruntów, a nie budynków. "Prezydent Warszawy i ja - w jego imieniu - nigdy nie orzekałem o budynkach. To nie mój podpis decydował o losach lokatorów, lecz decyzja Samorządowego Kolegium Odwoławczego bądź odpowiedniego ministra" - dodał. Oskarżony zapewnił przy tym, że każda podpisana przez niego w tamtym czasie decyzja była zgodna z prawem. Jak dodał, twierdzenia zgodnie z którymi on i była prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz mieli wydawać decyzje dekretowe wedle uznania to "ordynarne kłamstwo i manipulacja". Rudnicy nie ufa oskarżonym Były szef BGN oświadczył też przed sądem, że nie ma "elementarnego zaufania" do osób oskarżających go w tej sprawie. Rudnicki powiedział, że prokurator Rafał Jaroch, jeszcze przed objęciem stanowiska prokuratorskiego, miał zostać zatrzymany przez policję posiadając przy sobie 100 działek narkotyków. "Było to w czasie, kiedy jego ojciec sprawował funkcję prokuratora okręgowego we Wrocławiu. Po trzech dniach od zatrzymania narkotyki zniknęły i sprawa się rozmyła" - dodał Rudnicki. Oskarżony wskazał też, że w Sądzie Rejonowym we Wrocławiu toczy się postępowanie karne dotyczące przestępstw, które - jak mówił - mieli popełnić oskarżyciele. Jak dodał, mieli oni przekroczyć uprawnieninia, nie dopełnić obowiązków, poświadczyć nieprawdę, ukrywać dokumenty i zatajać dowody niewinności. "Działali tym na szkodę moją i moich rodziców" - oświadczył. Sąd wyznaczył termin kolejnej rozprawy w tym procesie na 3 grudnia. Jakub Rudnicki ma kontynuować składanie wyjaśnień. Akt oskarżenia Akt oskarżenia, przygotowany przez Prokuraturę Regionalną we Wrocławiu, wpłynął do stołecznego SO jesienią zeszłego roku. Oskarżenie objęło ostatecznie osiem osób: byłego wicedyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami w stołecznym magistracie Jakuba Rudnickiego (zgodził się na podawanie nazwiska), jego rodziców - adwokat Alinę D. i Wojciecha R., byłego dziekana stołecznej palestry Grzegorza M., adwokata Roberta Nowaczyka (także zgadza się na podawanie nazwiska - PAP), jego siostrę b. urzędniczkę Ministerstwa Sprawiedliwości Marzenę K., a także biznesmena Janusza P. i architekta Mariusza L. Zarzuty korpucyjne Główne zarzuty w sprawie mają charakter korupcyjny. Chodzi o 47 mln zł. Oskarżeni między sobą wręczali i przyjmowali te korzyści w zamian za bezprawne decyzje reprywatyzacyjne. Prokuratura zarzuca oskarżonym również przestępstwa oszustwa, przestępstwa prania brudnych pieniędzy, przestępstwa przeciwko dokumentom oraz tzw. przestępstwa urzędnicze. Według śledczych, oskarżeni mieli dopuszczać się przestępstw w związku z reprywatyzacją działek przy Pałacu Kultury i Nauki (przedwojenny adres: ul. Chmielna 70), przy ul. Karowej 14/16, ul. Mokotowskiej 63, ul. Nowy Świat 63, a także nieruchomości położonej w Kościelisku przy ul. Salamandry 30.