Do bulwersującej sytuacji doszło we wtorek około godziny 22.00. Kobieta w rozmowie z "Nową Trybuną Opolską" opisuje, w jakich okolicznościach doszło do jej zatrzymania i jak bardzo została zaskoczona. "Funkcjonariusz powiedział, że ma nakaz doprowadzenia mnie do aresztu śledczego. Pokazali mi pismo, z którego wynikało, że nie spłaciłam ponad 2 tysięcy złotych długu i dlatego trzeba mnie zamknąć" - relacjonuje. Kobieta samotnie wychowuje dwójkę dzieci w wieku dwóch i sześciu lat. Tłumaczyła policjantom, że nie ma ich z kim zostawić. W odpowiedzi usłyszała, że maluchy muszą trafić do placówki opiekuńczej. W trakcie rozmowy z policjantami kobieta dowiedziała się, co zadecydowało o tym, że sąd wydał decyzję o jej zatrzymaniu. - "Dług, za który teraz ma trafić do więzienia, to niezapłacona kara, jaką kilka lat temu nałożył na nią Urząd Kontroli Skarbowej" - informuje gazeta. Ostatecznie kobieta została odwieziona do izby zatrzymań, a dzieci trafiły do pogotowia opiekuńczego. Policjanci: Działaliśmy zgodnie z prawem Policjanci, którzy zatrzymali kobietę, twierdzą, że działali zgodnie z prawem. Ich zachowanie wzbudza jednak wiele kontrowersji. Zofia Karpińska, która prowadzi pogotowie opiekuńcze twierdzi, że "to skandal, żeby w środku nocy zabrać maluchom mamę". Krytykę wyraził także sąd. "Popisali się brakiem wyobraźni". Policja wszelkie zarzuty odpiera. Sąd podkreśla, że w sytuacji gdy kobieta nie zapłaciła grzywny, orzeczono wobec niej karę zastępczą, czyli 25 dni pozbawienia wolności. Wyrok wysłano pocztą. Ten jednak nie trafił do zainteresowanej, bo zmieniła adres. Kobieta dodaje, że gdyby wiedziała o wyroku, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. - Mnie chodziło tylko o moje dzieci. O to mam żal - akcentuje w rozmowie z TVN24. Premier: Na pewno nie odpuścimy - Tego typu działania są niedopuszczalne - powiedział premier Donald Tusk, odnosząc się do aresztowania kobiety. Jak mówił, osobiście zaangażuje się w wyjaśnienie sprawy. Stanie się to w ciągu godzin, a nie dni - dodał. - W tej bulwersującej sprawie mogę powiedzieć jedno, że wyjaśnimy ją i to w ciągu godzin, a nie w ciągu dni każdy szczegół tej bulwersującej sprawy - powiedział premier. - Na pewno nie odpuścimy. Tego wyjaśnienia, będzie domagała się, jestem przekonany, cała Polska - powiedział premier. Premier dodał, że po powrocie do Warszawy osobiście zaangażuje się w to, by wyjaśnienie sprawy było jak najszybsze, "by nie pozostawiało żadnych wątpliwości, kto odpowiada za to, co się zdarzyło" - mówił. Będzie kontrola MSW i MS po zatrzymaniu Wiadomo już, że ministerstwa - spraw wewnętrznych i sprawiedliwości - przeprowadzą wspólną kontrolę po zatrzymaniu kobiety. - Minister spraw wewnętrznych w rozmowie z ministrem sprawiedliwości zdecydował, że będzie wspólna kontrola dotycząca sprawdzenia z jednej strony działań policji, z drugiej - działań sądów - poinformowała w piątek rzeczniczka MSW Małgorzata Woźniak. Jak dodała, szef MSW Jacek Cichocki i minister sprawiedliwości Jarosław Gowin podjęli decyzję w piątkowej rozmowie. Z kolei rzecznik prasowy KGP Mariusz Sokołowski powiedział, że policjanci działali na polecenie sądu. Dodał, że obecni na miejscu funkcjonariusze próbowali kontaktować się z sąsiadami i najbliższymi kobiety, ale gdy okazało się, że rodzina może zaopiekować się dziećmi w ciągu kilku godzin, ponieważ mieszka w innymi mieście, podjęli taką decyzję. RPD: Taka sytuacja nie powinna się powtórzyć Taka sytuacja nie powinna się powtórzyć - podkreśla Rzecznik Praw Dziecka, odnosząc się do sprawy aresztowanej opolanki, której dzieci zabrano do pogotowia opiekuńczego. Zapowiedział, że dokładnie zbada procedury obowiązujące w takich sytuacjach. - Zleciłem zbadanie tej sprawy. Mnie zależy przede wszystkim na zabezpieczeniu dobra dzieci. Na pewno dokładnie zbadam procedury obowiązujące w takich przypadkach, takie sytuacje nie powinny się powtarzać. Ja się nie godzę na takie traktowanie dzieci - powiedział Marek Michalak. "Dzieci nie wolno traktować przedmiotowo" Dodał, że trzeba ustalić, czy rzeczywiście - tak jak mówi matka - po dzieci miał przyjechać ktoś z rodziny. W takiej sytuacji - zdaniem rzecznika - lepiej byłoby poczekać niż zabierać dzieci do pogotowia opiekuńczego. - Dzieci nie wolno traktować przedmiotowo - podkreślił. Rzecznik zamierza też zbadać, czy nie można było prosić sędziego o odroczenie decyzji w tej sprawie. - To trzeba sprawdzić - zastrzegł. Przypomniał, że np. w sądach rodzinnych są 24-godzinne dyżury sędziów, by w nagłych sytuacjach można było podjąć adekwatną decyzję. Podkreślił, że to sąd jest właściwym organem do podejmowania decyzji w tego rodzaju sprawach. - Zbadamy dokładnie przepisy i zobaczymy, czy można było postąpić inaczej, czy nie było innego wyjścia. Na pewno w tym przypadku zabrakło empatii - ocenił Michalak.