Wielu z nich - pomimo apeli - nie opuściło swoich domów. Teraz praktycznie zostali uwięzieni przez wodę, która cały czas się podnosi. Teren patrolują strażacy i strażnicy miejscy. Służby antykryzysowe nie mogą już dokładnie mierzyć poziomu wody w Wiśle - zalana została tyczka pomiarowa, której skala kończy się na 8 metrach i 40 centymetrach. Według pomiarów elektronicznych, rzeka jest głębsza o 10 centymetrów. Mieszkańcy prawobrzeżnego Torunia na razie traktują wodę jak atrakcję, natomiast mieszkańcy z lewobrzeżnej części miasta patrzą na nią jak na zapowiedź dramatu i wielogodzinnego paraliżu komunikacyjnego. Woda przesuwa się w głąb działek z szybkością jednego centymetra na minutę. Wielu mieszkańców jest rozgoryczonych. Stracili pieniądze na życie, nie mogą sobie niczego kupić. W punktach ewakuacyjnych zapewnione są podstawowe produkty spożywcze. Sytuację próbuje uspokajać prezydent Michał Zalewski. - Informacja o tym, że idzie woda, była zdecydowanie szybciej - mówi. - Tak, ale ja nigdy nie opuszczałem działki, bo nie miałem wody. A teraz przyszła - odpowiada jeden z mieszkańców osiedla Rudak. Toruńskie władze spodziewają się fali kulminacyjnej między godz. 1 a 3 w nocy. Jednak problemy mogą pojawić się wcześniej, bo niedługo prawdopodobnie odmówią posłuszeństwa pompy, które utrzymują ostatni przejezdny wiadukt w kierunku Łodzi i Poznania. Póki co się trzyma. - Trudno powiedzieć, jak się będzie zachowywać stacja przepompowni, która w tej chwili sprawia, że wiadukt nie jest zalany (...) Z taką sytuacją, jaką mamy teraz, nie mieliśmy jeszcze do czynienia w przeszłości - mówi jeden z mieszkańców Torunia.