Takiego wysypu propozycji debat w tej kampanii jeszcze nie było. - Panie Antoni, Pan się nie boi - tymi słowami wicepremier i minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak zaprosił w poniedziałek do rozmowy Antoniego Macierewicza. Według tygodnika "wSieci", po październikowych wyborach, wiceprezes PiS mógłby stanąć na czele resortu obrony. Dyskusja miałaby dotyczyć kwestii bezpieczeństwa. Kolejna propozycja wypłynęła z ust Janusza Lewandowskiego, który do tablicy wezwał kandydatkę PiS na premiera Beatę Szydło. Europoseł proponuje rozmowę o przyszłości polskiej gospodarki.Zdaniem dr. Jacka Sokołowskiego za propozycjami, z którymi wyszli politycy PO, nie stoi chęć rzeczowej wymiany poglądów, tylko postawienie przeciwnika w kłopotliwej sytuacji. - Odwoływanie się do debat pojawia się wyłącznie jako zagrywka taktyczna. Kłopotliwość sytuacji polega na tym, że niewygodnie jest propozycję debaty przyjąć, a jeśli osoba, której propozycję złożono, nie przyjmie jej, to może się w jakiś sposób skompromitować w oczach swoich wyborców, pokazać słabość - mówi dr Sokołowski. Prawo i Sprawiedliwość nie traktuje propozycji partii rządzącej poważnie. W Kontrwywiadzie RMF FM Marcin Mastalerek stwierdził, że wzywając do debat, Platforma chce "przykryć konwencję", bo "wstydzi się swoich propozycji". - To jest typowe żonglowanie tematem debat, tak żeby maksymalnie uderzył w przeciwnika. Rzecznik sztabu wyborczego PiS stara się pokazać, że debatowanie z PO jest bez sensu, ponieważ PO nie ma nic do zaoferowania,i nie jest poważna - ocenia politolog z UJ. - Z drugiej strony Platforma stara się pokazać, że wysuwa poważne propozycje, o których PiS nie chce dyskutować i w ten sposób skompromitować PiS. To wszystko jest taka wizerunkowa gra pozorów - uważa ekspert. W odpowiedzi na propozycje PO, Stanisław Karczewski oświadczył, że jego partię interesuje tylko dyskusja Beaty Szydło z Ewą Kopacz. - Nas interesuje debata naszych liderów, nie możemy rozmawiać każdy z każdym - powiedział szef sztabu PiS w czasie rozmowy na antenie radiowej "Trójki". Ale jednocześnie Karczewski zadeklarował, że jest gotowy do rozmowy jeden na jeden z ministrem zdrowia Marianem Zembalą. W opinii dr Sokołowskiego, partie nie mają żadnego interesu w merytorycznej debacie. - W Polsce nie wygrywa się wyborów rzeczową dyskusją, bo nie ma żadnej więzi programowej z wyborcami. Wybory wygrywa się emocjami. Chodzi o pokazanie siły bądź wywołanie wrażenia słabości u przeciwników. Jeśli ktoś proponuje debatę, obojętnie kto to będzie i z której strony, to zwykle robi to w ten sposób, żeby debata była maksymalnie niewygodna dla przeciwnika. Z kolei przeciwnik stara się uniknąć konfrontacji pokazując, że nie jest to propozycja poważna; chce zademonstrować, że on lekceważy w ten sposób przeciwnika i zmniejsza jego rozmiar - tłumaczy dr Sokołowski. W Polsce nie ma tradycji przeprowadzania profesjonalnie przygotowanych debat, w których przeciwnicy wymienialiby się poglądami na różne kwestie. - Polska kampania jest bardzo mocno wizerunkowo, i bardzo mało programowa. Przyciąga się wyborców wizerunkiem, emocjami, pojedynczymi postulatami, ale nie programem. Wynika to z tego, że nie mamy wyraźnie zdefiniowanego podziału na klasy społeczne, których interesy mogłyby reprezentować określone partie polityczne. Elektoraty są płynne i labilne, i w związku z tym komunikacja programowa nie tyle się nie opłaca, co wręcz nie ma sensu. Trzeba apelować do ludzi o zupełnie różnych interesach i potrzebach i spoić ich chwilowo krótkoterminowo jakąś emocją - tłumaczy w rozmowie z Interią politolog.