Paweł Kowal zasugerował w poniedziałek na antenie TVP Info, że Prawo i Sprawiedliwość "wyhamowuje i odchodzi od centrowej linii", a Beata Szydło "ma problem z zapleczem politycznym". Tezy wysuniętej przez byłego polityka PiS nie podziela doktor Jacek Sokołowski. - To raczej prywatna opinia, natomiast mało jest przesłanek, które mogłyby za nią przemawiać. Nie sądzę, żeby nawet wystąpienie Antoniego Macierewicza w USA, które Platforma Obywatelska tak mocno starała się rozdmuchać, można było uznać za zasadniczą zmianę linii narracji, to była raczej przypadkowa wpadka - wyjaśnia ekspert. - Zresztą wypowiedzi Macierewicza zostały bardzo szybko przykryte chwytem z Jarosławem Gowinem, którego zaprezentowano jako najbardziej prawdopodobnego kandydata na ministra obrony narodowej. To doskonale przyćmiło to, co Macierewicz powiedział, czy też nie powiedział w USA - dodaje. Przykład myślenia życzeniowego W ocenie eksperta, argumentacja zastosowana przez Pawła Kowala to przykład myślenia życzeniowego. - Obecnie Prawo i Sprawiedliwość bardzo szerokim frontem idzie po zwycięstwo, a pytanie dotyczy tylko tego, czy da mu ono samodzielną większość, czy nie - wyjaśnia. - Nie dostrzegam też, aby Beata Szydło była spychana na boczny tor, widział ktoś ostatnio jakiś spot bez niej? Widział ktoś w ogóle jakiś spot PiS-u bez Beaty Szydło? - pyta retorycznie . O ile nie można mówić o zasadniczej zmianie strategii stosowanej przez ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego, to wyraźnie widać, że Platforma Obywatelska swoimi działaniami ułatwia Prawu i Sprawiedliwości sprawę i chcąc nie chcąc otwiera mu drogę do wyborczego sukcesu. - Prawo i Sprawiedliwość idzie po zwycięstwo wykorzystując rozczarowanie Platformą Obywatelską i dlatego w nią uderza, czego przykładem są zagrania w rodzaju otwarcia restauracji "Ewa&Przyjaciele" - tłumaczy doktor Sokołowski. "Platforma Obywatelska miota się od ściany do ściany" Obóz rządzący atakowany jest zresztą nie tylko przez PiS, ale również przez mniejsze partie, zwłaszcza przez Nowoczesną. Dzięki takim zabiegom jego wiarygodność jest cały czas podważana, a Platformowa Obywatelska swoim zachowaniem raczej potwierdza niż odpiera stawiane jej zarzuty, gdyż postępuje chaotycznie i wykonuje posunięcia wzajemnie sprzeczne. Tak było chociażby w kwestii kwotowego podziału uchodźców, przed czym najpierw pani premier zdecydowanie się broniła, by w ostatniej chwili zaakceptować kwoty na szczycie Rady Europejskiej. Przykładem nieudolnej komunikacji jest też ostatnia akcja PO wykorzystująca hasło "Go West". - Przekaz był taki: "idziemy po wyborców na zachód", tymczasem to był do tej pory matecznik Platformy Obywatelskiej. Skoro zatem musi ona walczyć o głosy tam, gdzie osiągała do tej pory najlepszy wynik, to świadczy to przecież o jej słabości - tłumaczy politolog. - Mam wrażenie, że Platforma Obywatelska potyka się o własne nogi i coraz mniej istotne staje się, co konkretnie ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego zaserwuje, a coraz ważniejsze jest to, że partia Ewy Kopacz miota się od ściany do ściany i nie ma pomysłu, jak powstrzymać niekorzystny dla niej trend sondażowy - dodaje. Zdaniem eksperta, koncepcja którą obrała Platforma Obywatelska, czyli straszenie Prawem i Sprawiedliwością się nie sprawdza, a użyte w tym kontekście słowa Ewy Kopacz można uznać za samobójcze. Chodzi o niedawną wypowiedź córki pani premier. Katarzyna Kopacz-Petraniuk wyznała w wywiadzie dla prasy, że boi się rządów Prawa i Sprawiedliwości i zaznaczyła, że w razie dojścia do władzy Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza, chciałaby wyjechać z rodziną do Kanady. Pytana o komentarz w tej sprawie Ewa Kopacz stwierdziła, że "to nic nowego, bo wielu Polaków się tego obawia". "Moim celem jest zatrzymanie młodych, wykształconych ludzi w kraju, ale żeby to zrobić, trzeba zatrzymać PiS i Kaczyńskiego - przekonywała premier. "Samobójcze słowa" premier Ewy Kopacz Dr Sokołowski wskazuje na niedorzeczność tej argumentacji. - U władzy mamy Platformę Obywatelską, która jest obecnie partią nielubianą i coraz słabiej ocenianą. Wyborcy chcą zmiany, odrzucają PO właśnie dlatego, że żadnej zmiany nie potrafi im przekonująco obiecać. I teraz lider tego nielubianego ugrupowania apeluje: nie odrzucajcie nas, odrzucajcie zmiany po to, żeby moja córka nie musiała wyjeżdżać. To raczej odwrotność tego, co ludzie chcą usłyszeć - zauważa Sokołowski. - Tego typu argumentacja śmieszy, bo czy komukolwiek z potencjalnych wyborców PO zależy jakoś szczególnie na tym, żeby córka pani Kopacz tutaj została? Słowa pani premier stają się zaś całkiem absurdalne, kiedy przypomnimy sobie, że polityk, który w rządzie PiS miał szczególnie na pieńku z lekarzami (córka Ewy Kopacz jest lekarzem, podobnie jak matka) i chciał ich "wysyłać w kamasze", to przecież Ludwik Dorn, kandydujący obecnie... z list PO - przekonuje. - Cała kampania Platformy Obywatelskiej jest pełna takich smaczków i na tym etapie dla wyników to one mają większe znaczenie, niż to, w którą stronę Prawo i Sprawiedliwość się odwróci - dodaje. Mimo żywionej nadal przez Platformę Obywatelską nadziei na obudzenie strachów z przeszłości kampanią rządzą teraz inne emocje, czyli pragnienie zmiany - Możliwe, że wyborcy byliby skłonni zaakceptować nawet Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza, bo oni uosabiając radykalizm jeszcze bardziej nadają się na symbol czegoś nowego. PiS na razie takiej strategii nie ryzykuje, ale wcale nie jest powiedziane, że gdyby zdecydowało się teraz na "twardą linię", to musiałoby to oznaczać dla niego straty - wskazuje politolog. Jak powstrzymać wyborczą katastrofę? Czy Platforma Obywatelska jest jeszcze w stanie pozytywnie zaskoczyć wyborców? Doktor Sokołowski przekonuje, że o ile zasadniczo wyniku wyborczego zmienić się raczej nie uda, to w ciągu dwóch tygodni jest jeszcze czas na to, żeby chociaż zatrzymać niekorzystny trend i "powstrzymać katastrofę". To wymagałoby jednak zmiany koncepcji i odejścia od strategii "bójcie się Prawa i Sprawiedliwości". - Jeżeli coś można byłoby jeszcze w końcówce kampanii zmienić, żeby ten trend spadkowy zatrzymać, to właśnie odejść od tej myśli przewodniej i złapać się czegokolwiek innego - argumentuje. Ekspert pytany o powyborcze układanki i szanse na to, że Beata Szydło zostanie premierem, wskazuje, że bardzo wiele będzie zależeć od ostatecznych wyników mniejszych partii. - Coraz bardziej prawdopodobnym staje się scenariusz, że jednak kilku tych mniejszych graczy do parlamentu wejdzie. Zarówno Nowoczesna Ryszarda Petru jak i Zjednoczona Lewica coraz częściej wskakują w sondażach ponad próg wyborczy. Tymczasem ich strategia wcale nie jest oparta na straszeniu Prawem i Sprawiedliwością, ale na uderzaniu w Platformę i tym samym dodatkowo pogarszają sytuację partii Ewy Kopacz - wyjaśnia. - To, czy Beata Szydło będzie mogła zostać premierem, będzie tak naprawdę zależało od wyniku mniejszych partii, od Jarosława Kaczyńskiego dopiero w drugiej kolejności - dodaje. Pełne wyborcze zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości tylko pozycję Beaty Szydło wzmacnia. - W takiej sytuacji premierem zostanie Beata Szydło. Nie widzę powodów, dla których Jarosław Kaczyński miałby z tego pomysłu zrezygnować - dowodzi ekspert. - Pytanie dotyczy tylko tego, czy w roli premiera Beata Szydło utrzyma się długo. To już będzie zależało jednak w dużej mierze od kompozycji Sejmu, jak i od tego, czy nowy rząd będzie koalicyjny i na ile ta koalicja będzie spójna. Myślę że czeka nas walka o władzę w PiS, ale nie bezpośrednio po wyborach - puentuje Sokołowski.