Jak dowiedziała się PAP w źródłach sądowych, orzeczenie wydał niedawno Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa. Dział prasowy Sądu Okręgowego w Warszawie potwierdził we wtorek, że wyrok zapadł 7 stycznia; jest on nieprawomocny - strony mogą złożyć apelację. Rzeczniczka SO sędzia Agnieszka Domańska powiedziała PAP, że 22 stycznia sędzia złożył obszerne uzasadnienie wyroku, które rozesłano już stronom postępowania. Dodała, że we wtorek nie będzie w stanie podać szczegółów uzasadnienia tego wyroku. W 2010 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie wysłała do sądu akt oskarżenia przeciw G., zarzucając mu, że w 2005 r. naraził Stanisława I., pacjenta szpitala MSWiA w Warszawie, na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub na ciężki uszczerbek na zdrowiu. G. groziło za to do 5 lat więzienia. - Mirosław G. podjął decyzję o leczeniu zachowawczym pacjenta, a według ustaleń śledztwa należało go zakwalifikować do zabiegu operacyjnego wymiany zastawki aortalnej - mówiła w 2010 r. rzeczniczka prokuratury Monika Lewandowska. Dodała, że pacjenta w końcu zoperowano w szpitalu w Aninie. Podejrzany nie przyznał się do zarzutu i złożył obszerne wyjaśnienia. Od 2012 r. za zamkniętymi drzwiami mokotowskiego sądu trwa inny proces G. - byłego ordynatora kardiochirurgii szpitala MSWiA w Warszawie - za nieumyślne narażenie pacjenta na utratę życia i nieumyślne spowodowanie jego śmierci. Prokuratura zarzuca lekarzowi pozostawienie gazy w sercu pacjenta po operacji. Grozi mu do 5 lat więzienia. Nie przyznał się on do zarzutów. Sprawa dotyczy Floriana M. - jednego z pacjentów dr. G., któremu w 2006 r. operowano serce w klinice MSWiA. Przeżył on operację, ale już po niej personel medyczny odkrył, że jedna tzw. rolgaza pozostała w sercu pacjenta. Według prokuratury zawiadomiony o tym dr G. miał nie zareagować i dopiero dzień później zdecydować o ponownym operowaniu M., który niedługo potem zmarł. G. podkreślał, że ryzykowne byłoby ponowne operowanie M., który dopiero co przeszedł skomplikowaną operację serca - dlatego jego zdaniem należy szczególnie ostrożnie podejmować decyzję o reoperacji. Samo pozostawienie gazika uznał on za błąd w sztuce - ale nie za przestępstwo. W styczniu 2013 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa skazał G. na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę za przyjęcie ponad 17,5 tys. zł od pacjentów. Sąd uniewinnił go od 23 zarzutów, m.in. mobbingu wobec podwładnych i części zarzutów korupcyjnych. Sąd umorzył też sprawy kilkunastu oskarżonych pacjentów dr. G., którzy wręczali lekarzowi pieniądze, co sami przyznali i co zarejestrowało CBA ukrytą w gabinecie lekarskim kamerą. Troje pacjentów sąd uniewinnił. Wyrok zapadł po ponad czteroletnim procesie lekarza, zatrzymanego w lutym 2007 r. spektakularnie przez CBA i wyprowadzonego w kajdankach z kliniki. Prokuratura chciała dla niego kary dwóch lat więzienia w zawieszeniu; obrona walczyła o uniewinnienie. W kwietniu br. sąd okręgowy ma rozpatrzyć apelacje od tego wyroku. W części uniewinniającej od niektórych zarzutów korupcji odwołała się prokuratura. Apelację o uniewinnienie swego klienta wniósł obrońca G. mec. Adam Jachowicz. Już w styczniu wskazywał on, że nie zgadza się z przyjętą przez sąd wąską oceną granic wdzięczności okazywanej lekarzowi przez pacjentów. W uzasadnieniu wyroku SR podjął próbę wytyczenia granicy między korupcją a wdzięcznością pacjenta wobec lekarza za przywrócenie mu zdrowia lub nawet uratowanie życia. - Jesteśmy zgodni, że przedmiotem wdzięczności nie mogą być pieniądze, nawet w niewielkiej kwocie - mówił sędzia Igor Tuleya. Zarazem sąd krytycznie ocenił metody działania CBA i prokuratury w sprawie. - Budzi to skojarzenia nawet nie z latami 80., ale z metodami z lat 40. i 50. - czasów największego stalinizmu - dodał.